Kiedy gra muzyka, słyszymy melodię, zapominając, że to tylko jedna z form czasu, gdy orkiestra milknie, słyszymy czas; sam czas.
Ale któreż wspomnienia nie są jednocześnie (i mimo woli) przemalowywaniem starego obrazu? Któreż nie są jednoczesnym ukazaniem dwóch rzeczy, tej obecnej i tej dawnej.
Leżałem na trawie, słyszałem głos, ale potem głos ucichł i słychać było tylko szum wody i trzaskanie ognia. Było to takie cudowne, że bałem się otworzyć oczy.
Okrutna to była religia. Nie zaszeregowała nas między swych kapłanów i obydwu nam chyba wyrządziła krzywdę. Ale mimo to ów okres, który już minął, był mi sto razy bliższy niż czasy, które teraz, jak się wydaje, nadchodzą, czasy zjadliwej drwiny i sceptycyzmu, nędzne czasy, gdzie na proscenium występuje ironiczny intelektualista, podczas gdy w głębi sceny ciśnie się tłum młodzieży, wulgarnej, cynicznej i złej, wyzutej z entuzjazmu i ideałów, gotowej od pierwszego spotkania spółkować i zabijać się nawzajem.
Człowiek, który nie kocha drzew, nie jest dobrym człowiekiem.
Już dzisiaj historia jest wątłą nicią tego, co zapamiętane, ale czas idzie naprzód i nadejdzie okres, kiedy liczba minionych lat będzie tak wysoka, że nie zwiększona pamięć jednostki w ogóle nie będzie w stanie ich ogarnąć; całe stulecia i tysiąclecia wypadną z niej zatem stulecia obrazów i muzyki, stulecia odkryć, bitew, ksiąg, i to będzie złe, ponieważ człowiek straci wiedzę o samym sobie, a jego historia, niepojęta, nie do ogarnięcia, skurczy się do kilku schematycznych, pozbawionych sensu skrótów.
Punkty zwrotne w miłości nie zawsze bywają spowodowane wydarzeniami dramatycznymi, lecz często okolicznościami na pierwszy rzut oka zupełnie nieistotnymi. W dziejach mojej miłości do Łucji taką właśnie rolę odegrały sukienki. Aż do tej chwili Łucja była dla mnie wszystkim: dzieckiem, źródłem wzruszeń, radości, balsamem i ucieczką od samego siebie, była dla mnie dosłownie wszystkim tylko nie kobietą. Nasza miłość w sensie fizycznym nie wyszła poza granice pocałunków. Zresztą nawet sposób, w jaki Łucja całowała, był dziecinny (zakochałem się w tych długich niewinnych pocałunkach z zamkniętymi ustami, kiedy suche wargi, pieszcząc się wzajemnie, z takim wzruszeniem liczą swoje delikatne chropowatości).
Jednym słowem - aż do tej pory Łucja budziła we mnie czułość, a nie zmysłowość; do braku tego rodzaju odczuć tak przywykłem, że nawet go sobie nie uświadamiałem; to, co łączyło mnie z Łucją, wy dawało mi się tak piękne, że nie przyszło mi nawet do głowy, że czegoś tu nie dostaje.
(...) ktoś jest rewolucjonistą i potem zrasta się z ruchem w jedno ciało, myśli jego mózgiem i czuje jego sercem, albo też nim nie jest, i wtedy pozostaje mu tylko, aby chciał nim być; ale wtedy też bezustannie ponosi winę za to, że nim nie jest: winę za swoją niezależność, inność, odrębność.
Ale proszę mi powiedzieć: skoro taki z pana sceptyk, to skąd bierze pan tę pewność, iż potrafi pan rozróżnić makietę od prawdziwego muru? Czy nigdy nie miał pan wątpliwości, że złudzenie które pan wykpiwa, to rzeczywiście tylko złudzenie? A jeżeli się pan myli? Jeśli to są prawdziwe wartości, a pan jest ich niszczycielem?
(...) Zlekceważona wartość i zdemaskowane złudzenie maja bowiem równie rachityczne ciała, są do siebie podobne i nic łatwiejszego, jak wziąć jedno za drugie.
Bo widzisz, oni mi imponują. Lubię ich właśnie za to, że są zupełnie inni. Kochają swoje ciało. Myśmy je zaniedbywali. Lubią podróżować. Myśmy tkwili w jednym miejscu. Kochają przygodę. My przesiedzieliśmy życie na zebraniach. Kochają jazz. Myśmy nieudolnie imitowali folklor. Zajmują się egoistycznie sami sobą. Myśmy chcieli zbawić świat przez nasz mesjanizm. Może oni ocalą go przez swój egoizm.
Chciałem naprawdę ten mój brak podobieństwa n i e ś ć; być nadal tym, kim - jak zdecydowano - nie jestem.
Człowiek, owa istota dążąca do równowagi, wyrównuje ciężar zła, które zwalono na jej kark, ciężarem nienawiści. Ale spróbujcie skierować nienawiść na samo oderwane pojęcie, na niesprawiedliwość, fanatyzm, okrucieństwo, albo jeśli doszliście już do tego, że godne nienawiści jest dla was samo pojęcie ludzkości, spróbujcie znienawidzić ludzkość! Taka nienawiść jest zbyt nieludzka, toteż człowiek, by dać upust swojej złości (świadom ograniczoności jej siły), koncentruje ją w końcu zawsze tylko na jednostkach.
Mówiłem sobie, że Łucja, choćbym nie wiem jak bardzo ją kochał i choćby była nie wiem jak jedyna, jest nierozdzielna od sytuacji, w jakiej spotkaliśmy się i zakochali w sobie. Wydawało mi się, że jest jakiś błąd w rozumowaniu, jeśli człowiek abstrahuje ukochaną istotę ze wszystkich okoliczności, w których ją poznał i w których ona żyje, jeśli z zapamiętałą wewnętrzną koncentracją usiłuje ją oczyścić ze wszystkiego, co nie jest nią samą, a więc również i z historii, którą wspólnie przeżyli i która tworzy ramy ich miłości.
Prawdziwej religijności niepotrzebna jest przyjaźń władzy świeckiej. Wrogość władzy świeckiej umacnia tylko wiarę.
(...) moja dusza była znowu pokojem nagle uprzątniętym, w którym ktoś zamieszkał. Zegar wiszący na jego ścianie, o wskazówkach nie poruszanych przez długie miesiące, naraz zaczął chodzić. To było znamienne: czas, który do tej pory płynął jak obojętny strumień znikąd donikąd (w moim życiu trwała przecież pauza), bez jakiejkolwiek artykulacji, bez jakiegokolwiek rytmu, znowu zaczął odzyskiwać ludzką twarz...
Ów smutek płynący z żałosnych perspektyw życia miłosnego znali (lub przynajmniej świadomie odczuwali) u nas wszyscy. Fryderyk (autor manifestacji pokojowych) bronił się przed tym, pogrążając się w głębiach swojej jaźni, gdzie widać przebywał jego mistyczny Bóg; w sferze erotycznej odpowiednikiem owej religijnej mentalności był onanizm, który uprawiał z rytualną systematycznością. Inni bronili się w sposób o wiele bardziej hipokrytyczny, cyniczne wyprawy na dziwki uzupełniali najbardziej sentymentalnym romantyzmem: ten i ów miał w domu ukochaną, którą tutaj w intensywnych wspomnieniach ozłacał promienną, migocącą aureolą; ten i ów wierzył w długotrwałą Wierność i wierne Czekanie; ten i ów wmawiał sobie skrycie, że pijana dziwka którą poderwał w knajpie, żywi dla niego wzniosłe i czyste uczucie.
(...) zanadto przywykł do rozbłękitnionej przestrzeni, nad którą szybuje skowronek, i teraz przeżywał dławiący strach w piekielnych podziemiach szybów i sztolni...
(...) gdybym przekroczyła tę granicę, przestałabym być sobą, stałabym się kimś innym, nie wiem nawet kim, i panicznie boję się tego, tej strasznej zmiany, dlatego szukam miłości, rozpaczliwie szukam miłości, w którą mogłabym się pogrążyć taka, jaka ciągle jestem, ze swoimi dawnymi marzeniami i ideałami, bo ja nie chcę, żeby moje życie rozpadło się na dwie części, chcę, żeby zostało całe od początku do końca, i dlatego taka byłam olśniona, kiedy poznałam ciebie...
Czyż człowiek może całkowicie zmienić swoją postawę tylko dlatego, że go skrzywdzono?