O tym, czy ocean był istotą żywą, mógłby ktoś zamiłowany w paradoksach i dostatecznie uparty wątpić dalej. Niepodobna było jednak zaprzeczać istnieniu jego psychiki, cokolwiek by pod tym słowem dało się zrozumieć. Oczywiste stało się, że dostrzega aż nadto dobrze naszą obecność nad sobą...To jedno stwierdzenie przekreślało całe rozbudowane skrzydło solarystyki głoszące, jakoby ocean był „światem w sobie”, „bytem w sobie” pozbawionym na skutek wtórnego zaniku ongiś istniejących organów zmysłowych, jakoby nie wiedział nic o istnieniu zjawisk czy obiektów zewnętrznych, zamknięty w kołowrocie gigantycznych myślowych prądów, których siedzibą, łożem i twórcą jest jego pod dwoma słońcami wirująca otchłań.
Gdy milczała, chodziła, siadała, uśmiechała się, przeświadczenie, że mam przed sobą Harey, było silniejsze od mojej mdlącej trwogi, to znowu, jak właśnie w tym momencie, wydawało mi się, że to jest Harey uproszczona, zawężona do kilku charakterystycznych odezwań, gestów, ruchów.
"Święte słowo?" (...) To było takie nasze stare zaklęcie. Kiedy padło, żadne z nas nie śmiało już nie tylko kłamać, ale nawet przemilczeć cokolwiek. Był czas, kiedy zadręczaliśmy się nadmierną szczerością, w naiwnym przekonaniu, że nas ocali.
Ten twój Bóg to istota, która weszła w boskość jak w sytuację bez wyjścia, a pojąwszy to, oddala się rozpaczy? Tak ale Bóg rozpaczający to przecież człowiek, mój drogi? chodzi Ci o człowieka ...To nie tylko kiepska filozofia to nawet kiepska mistyka.
...co jest oczywiste dla oka, nie przyjmuje prosto do wiadomości nauka.
To milczące porozumienie, wiedza o wzajemnym oszukiwaniu, stało się naszą ostatnią ucieczką.
W tej chwili chciałem być sam. Musiałem być sam. Nie zdobyłem się jeszcze na nic, na żadną decyzję, nie zapadło żadne postanowienie. Wpatrzony w ciemniejące niebo, w gwiazdy, które były tylko widmowym cieniem ziemskich gwiazd, stałem bez ruchu, a w pustce, która zastępowała gonitwę myśli sprzed chwili, rosła bez słów martwa, obojętna pewność, że tam, dokąd nie mogłem sięgnąć, wybrałem już, i udając, ze nic się nie stało, nie miałem nawet tyle siły, żeby sobą wzgardzić.
Skurczyłem się na jej głos. Leżałem bezsennie od godzin, wpatrzony w ciemność, samotny, bo nie słyszałem nawet jej oddechu i w pogmatwanych labiryntach nocnych myśli, majaczliwych, na pół sensownych i nabierających przez to nowego wymiaru i znaczenia, zapomniałem o niej.
Kontakt oznacza wymianę jakichś doświadczeń, pojęć, a przynajmniej rezultatów, jakichś stanów, ale jeżeli nie ma nic do wymieniania? Jeżeli słoń nie jest bardzo wielką bakterią, to ocean nie może być bardzo wielkim mózgiem. Z obu stron mogą, oczywiście, zachodzić pewne działania. W efekcie jednego patrzę teraz na ciebie i usiłuję ci wytłumaczyć że jesteś mi droższa niż te dwanaście lat życia które poświęciłem Solaris, i że chcę być z tobą dalej. Może twoje zjawienie się miało być torturą, może przysługują, a może tylko mikroskopowym badaniem. Wyrazem przyjaźni, podstępnym ciosem, może szyderstwem? Może wszystkim na raz albo - co wydaje mi się najprawdopodobniejsze - czymś całkiem innym, ale co mnie i ciebie mogą w gruncie rzeczy obchodzić intencje naszych rodziców, jakkolwiek byli od siebie różni? Możesz powiedzieć, że od tych intencje zależy nasza przyszłość i z tym się zgodzę. Nie potrafię przewidzieć tego, co będzie. Tak samo jak ty. Nie mogę cię nawet zapewnić, że będę cię zawsze kochał. Jeżeli zdarzyło się już tyle, to może się zdarzyć wszystko. Może stanę się jutro zieloną meduzą? To nie zależy ode mnie. Ale w tym, co od nas zależy, będziemy razem. Czy to mało?
Leżałem na wznak, z jej głową na ramieniu, bez jednej myśli. Ciemność wypełniająca pokój zaludniała się. Słyszałem kroki. Ściany znikały. Coś piętrzyło się nade mną, coraz wyższe, bez granic. Przenikanie na wylot, obejmowany bez dotyku, zastygłem w ciemności, czułem jej przejrzystość, ostrą, wypierającą powietrze. Bardzo daleko słyszałem serce. Skupiłem całą uwagę, resztę sił na oczekiwaniu agonii. Nie przychodziła.
- Kris...? - rozległ się cichy, bliski szeptu głos. - Jesteś tu, Kris? Tak ciemno.
- To nic - powiedziałem. - Nie bój się. Chodź tu.
Z zadowoleniem stwierdziłem, że mam jeszcze ponad pół godziny czasu; trudno, skrupulatność w przestrzeganiu wszelkich, wszystko jedno: ważnych czy nieistotnych, zobowiązań jest moją naturą.
...zobaczę na pokładach szeregi biało opancerzonych, masywnych automatów, które nie dzielą z człowiekiem pierworodnego grzechu i są tak niewinne, że wykonują każdy rozkaz, aż do całkowitego zniszczenia siebie lub przeszkody, która stanie im na drodze, jeżeli tak zaprogramowana została ich oscylująca w kryształach pamięć.
Samo istnienie myślącego kolosa nigdy już nie da ludziom spokoju. Choćby przemierzali galaktyki, choćby związali się z innymi cywilizacjami podobnych do nas istot, Solaris będzie wiecznym wyzwaniem, rzuconym człowiekowi.
W ciągu dalszych dziesięciu lat Solaris, teraz już znajdująca się w ośrodku uwagi wszystkich obserwatoriów tego regionu, wykazywała zdumiewającą tendencję do zachowania swojej ponad wszelką wątpliwość grawitacyjnie nietrwałej orbity. Przez jakiś czas sprawa pachniała skandalem, gdyż winą za taki wynik obserwacji próbowano obarczyć (w trosce o dobro nauki) już to pewnych ludzi, już to maszyny rachujące, którymi się posługiwali.
Poczułem nagłą apatię. Ta rozmowa nie była nawet śmieszna. Była niepotrzebna.