Dwa wielkie domy w uroczej Weronie,
Równie słynące z bogactwa i chwały,
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,
Obywatelską krwią broczył dłonie.
Czternaście mych zębów stawiam, choć w prawdzie mam ich tylko cztery.
MERKUCJO
Kochany Romeo,
Musisz potańczyć także.
ROMEO
Nie, doprawdy.
Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie
Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę
Ruszyć się z miejsca.
MERKUCJO
Zakochany jesteś;
Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł
I wznieś się nimi nad poziomą sferę.
ROMEO
Nie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą,
Strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach;
Nie mnie się wznosić nad poziom, co nosząc
Brzemię miłości, na poziom upadam.
MERKUCJO
A gdybyś upadł z nią, nią byś obrzemił³².
Tak delikatną rzecz przygniótłbyś srodze.
ROMEO
Nazywasz miłość rzeczą delikatną?
Zbyt, owszem, twarda, szorstka i koląca.
"Starość jest śmiercią" - przysłowie powiada,
Powolna, ciężka i jak ołów blada.
W oczach obojga żar jednaki płonie, lecz on, w niej wroga przypuszczając, szlocha, a ona miłości z wędki grozy chłonie.
Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił,
Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił.
A jednak zejdą się, choć świat zabrania:
Cóż jest świat wobec słodyczy kochania?
(...) miłość zaś jest podobna do owego gapia, co się szwenda wywiesiwszy język, szukając dziury, gdzie by mógł palec wścibić.
Ponurą zgodę ranek ten skojarzył;
Słońce się z żalu w chmur zasłonę tuli;
Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzył,
Jak ta historia Romea i Julii.
Benvolio
Gdybym jak ty był skłonny do bitki, sprzedałbym pierwszemu lepszemu moje życie na zupełną własność, gdyby mi godzinę i kwadrans zapewnił.
Merkucjo
I jeszcze dobry zrobiłbyś interes!
Benvolio
Na moją głowę, to Kapuleci!
Merkucjo
Na moje pięty, mniejsza o to!
Capuletti: (...) Ledwie czternastu lat wysnuła przedzę,
Parę jej wiosen jeszcze przeżyć trzeba,
Nim małżeńskiego zakosztuje chleba.
Parys: Z młodszych bywały nieraz szczęsne matki.
Capuletti: Lecz prędko więdną przedwczesne mężatki.
[...] ale płacząc czujesz własną stratę,
Nie tego, po kim płaczesz, moje dziecko.
[...] Cóż to, dziewczyno?
Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach?
Ciągłe wezbranie? W małej swej istotce
Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru:
Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle
Falują łzami; biedne twoje ciało
Jak łódź żegluje po tych słonych falach.
Wiatrem na koniec są westchnienia twoje,
Które ze łzami walcząc, a łzy z nimi,
Jeżeli nagła nie nastąpi cisza,
Strzaskają twoją łódkę.
O Julio!, jeśli miara twej radości Równa się mojej, a dar jej skreślenie Większy od mego: to osłodź twym tchnieniem Powietrze i niech muzyka ust twoich Objawi obraz szczęścia, jaki spływa Na nas oboje w tym błogim spotkaniu.
On, uciekając od widoku światła
Co tchu, zamykał się w swoim pokoju;
Zasłaniał okna przed jasnym dnia blaskiem
I sztuczną sobie noc w pokoju stwarzał.
Do ciebie, mój luby,
Spełniam ten toast zbawienia lub zguby.