Quo vadis (dokąd zmierzasz) - powieść historyczna osadzona w Rzymie czasów panowania Nerona.
Zdawało się w końcu, że Nero umyślnie przebiera wszelką miarę, by się przekonać, do jakiego stopnia ludzie znikczemnieli i jak długo zniosą krwawe rządy.
(...) w czasach Nerona człowiek jest jako motyl: żyje w słońcu łaski, a przy pierwszym chłodnym powiewie ginie...
(...) postępowałeś z nią jak kamieniarz z Gór Albańskich. Nie bądź zbyt natarczywy i pamiętaj, że dobre wino należy pić powoli. Wiedz także, że słodko jest pożądać, lecz jeszcze słodziej być pożądanym.
Geniusz śmierci nie jest przecie mniej piękny niż geniusz snu i ma także skrzydła u ramion.
...i tak przestał dbać o siebie, że na układanie fryzury wystarczy mu teraz trzy godziny dziennie.
(...) W ten sposób wzrok jego zatrzymał się na stojącym na kamieniu Apostole. Przez chwilę dwaj ci ludzie patrzyli na siebie, nikomu zaś ni z tego świetnego orszaku, ni z tych nieprzeliczonych tłumów nie przyszło na myśl, że spoglądają na siebie w tej minucie dwaj władcy ziemi, z których jeden minie wkrótce jak krwawy sen, drugi zaś, ów starzec przybrany w prostaczą lacernę obejmie w wieczyste posiadanie świat i miasto.
Więc oto powiem ci, że muzyka jest jak morze. Stoimy na jednym brzegu i widzimy dal, ale drugiego brzegu dojrzeć niepodobna.
Choćby świat i życie były jak najgorsze, jedno w nich zostanie wieczne dobro - młodość!
Orgia zaś nie może trwać wiecznie i trzeba po niej pójść spać choćby z samego wyczerpania.
Kochać jest nie dość, trzeba umieć kochać i trzeba umieć nauczać miłości. Wszak rozkosze odczuwają (...) i nawet zwierzęta, lecz prawdziwy człowiek tym się właśnie odróżnia, że ją niejako w szlachetną sztukę zamienia, a lubując się nią wie o tym, całą jej boską wartość w myśli uprzytamnia, a przez to nie tylko ciało, ale i duszę nasyca.
I tak minął Nero, jak mija wicher, pożar, wojna lub mór, a bazylika Piotra panuje odtąd z wyżyn watykańskich miastu i światu.
Wedle zaś dawnej bramy Kapeńskiej wznosi się dzisiaj maleńka kapliczka z zatartym nieco napisem Quo vadis, Domine?
Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by mnie ukryżowano raz wtóry.
(...) gdy się jest między szalonymi, staje się także szalonym, a co więcej, znajduje się pewien urok w szaleństwach.
(...) Ale kaleczyć sobie uszy jeszcze przez lata całe twoim śpiewem, widzieć twe domicjuszowskie cienkie nogi, miotane tańcem pirrejskim, sluchać twej gry, twej deklamacji, twoich poematów, biedny poeto z przedmieścia, oto co przewyższyło moje siły i wzbudziło do śmierci ochotę. Rzym zatyka uszy słuchając ciebie, świat cię wyśmiewa, ja zaś dłużej już za ciebie płonić się nie mogę. Wycie Cerbera, mój miły, choćby do śpiewu twojego podobne, mniej będzie dla mnie dotkliwe, bom nie był mu nigdy przyjacielem i za glos jego wstydzić się nie mam obowiązku. Bądź zdrów, lecz nie śpiewaj, zabijaj, lecz nie pisz wierszy, truj, lecz nie tańcz, podpalaj, lecz nie graj na cytrze, tego ci życzy i tę ostatnią przyjacielską radę posyła ci Arbiter elegantiae.
Ja właśnie we wszystkim jestem artystą i ponieważ w Ancjum moja muzyka otwiera przede mną nowe przestwory, których nie domyślałem się istnienia, krainy, którymi nie władam, rozkosz i szczęście, których nie zaznałem, więc ja nie mogę żyć życiem zwyczajnym. Ona mi mówi, że nadzwyczajność istnieje, przeto jej szukam całą potęgą, władzą, którą bogowie złożyli w moje ręce. Czasem wydaje mi się, że aby się dostać do tych olimpijskich światów, trzeba zrobić coś takiego, czego człowiek dotąd nie uczynił, trzeba przewyższyć ludzkie pogłowie w dobrym, lub złym. Wiem także, że ludzie posądzają mnie, że szaleję. Ale ja nie szaleję, tylko szukam! A jeśli szaleję, to tylko z nudy i niecierpliwości, że znaleźć nie mogę. Ja szukam (...) i dlatego chcę być większym niż człowiek, bo tylko w ten sposób mogę być największy jako artysta.