Mowa ludzka zawiera w sobie mnóstwo samozwańców. Imię przyjaźni i przywiązania otrzymuje w niej często — pajęczyna. Wiatr powieje, fala przepłynie, skrzydło muszki potrąci, pajęczyna jest zerwana i skazańcem jest ten, kto na niej zawiesił swe serce. Jeżeli spadając, nie tłucze się na szczątki, to tylko wówczas, gdy jest ze szkła zahartowanego w ogniu jakiejś nadziei nieśmiertelnej.
Należę do milczących. Nie zwierzam się i nie usprawiedliwiam nigdy. To rozsądnie, ale ciężko. Człowiek niosący brzemię wie dobrze, że nieść je musi, więc niesie, jednak doświadcza ciągle chęci podzielenia się z kimś brzemieniem. Z kim? Najlepiej z przyjacielem!
Ktoś mądry powiedział, że szczerość jest sercem przyjaźni, które, gdy nie uderza, przyjaźń nie żyje.
Tylko lekkie wietrzyki ciągle szepcą liściom o tym, co staje się na świecie; tylko lekkie dusze często opowiadają ludziom o tym, co dzieje się w ich głębi. Inne milczą. Przez dumę, która nie znosi litości, przez sumienie, które nikogo nie chce oczernić skargą, przez rozsądek, który spostrzega, jak zwierzeniom ust jednych odpowiada na innych poziewanie — milczą.
Jak w uściśnięciu ręki, tak i w głosie jego drgały echa uderzeń serca, a rozumne oczy z szarą źrenicą ogarniały ją spojrzeniem tak pełnym sympatii, że uczuła w sobie jakby tajanie czegoś, co przygasło.
Jest pani idealistką, więc istotą, która cierpi na nostalgię ideału. Mieć nostalgię ideału, znaczy to: umierać z tęsknoty za rzeczami niemożliwymi. Należy pani do tych, którzy marzą o budowaniu drabin ku gwiazdom, spotykane postaci ubierają w czary własne, a omyłkę spostrzegłszy, płaczą nad nią, jak nad trumną, którzy smucą się nad falą, że ucieka i nad pieśnią, że przebrzmiewa, szukają doskonałości w państwie, któremu króluje ułomność i wiecznego trwania w tym, czemu na imię: kruchość…
Takie istoty, jak pani, są wypadkiem zabłąkanymi na ziemi i dlatego udziałem ich pośród zwyczajnych jej mieszkańców musi być — samotność.
Nie będziemy szukali razem na zegarze świata godziny nadzwyczajnej, aby nie znaleźć najgminniejszej!...
Człowiek znajduje szczęście wtedy tylko, gdy ono samo wychodzi mu na spotkanie. Ani mnie, ani pani nie spotkało dotąd nigdy… Teraz przybywa! Tuż obok nas czuję gorący jego oddech i tę siłę magnetyczną, która pociąga nas za nim — choćby w otchłań!
Czuję głęboko szczęście, które sprawia otworzenie na oścież duszy przed kimś daleko wyższym nade mnie. Naturalnie, że pan jest stokroć rozumniejszy od kobiety, która umie tylko tęsknić i szukać, ale nie umie znaleźć.
Na zegarze świata szukam godziny, której zapewne wcale niema. Czasami jednak myślę, że może jest i tylko ja dostrzec jej nie umiem.
Bywają nędze rozmaite, tylko, że dla głodu ciała każdy ma litość i pomoc, a o głodzie godzin nikt nie wie, bo ten, który go doświadcza — milczy.
Nie wiem już po raz który próbowałam razem ze wszystkimi iść do studni uciech, ale wody jej były tak zimne...
Na twarz jej spadła jasność wielkiego szczęścia. Czuć się dokładnie wyczytaną i na innej karcie wyczytywać te same zgłoski, z jakich składa się wyraz naszej istoty własnej, to wielkie szczęście!
Na dnie mojej przyjaźni dla pani płynie strumień takiej sympatii, że gdy na panią patrzę, świat i wszystko, co na nim, ginie mi z oczu i pamięci.
Poić istotę kochaną wszystką słodyczą uczuć, które w nas wlała natura, być dla niej nasyceniem, obroną, ciepłem, dobrą radą i wzajem te dobra niewymowne od niej otrzymywać, nie znaczyż to wyłowić perłę najcudniejszą z gorzkich nurtów życia, posiadać klejnot najdrogocenniejszy w oprawie kryształowej?