Dzieło z rozmysłem napisane w sposób chaotyczny, groteskowa analiza rzeczywistości.
Był prototypem "spłyciarza" i durnia ponad wszelką miar skończonym - Michał Anioł i Leonardo nie mogliby dodać ani ująć jednej kreski.
Urodzić się garbatym Polakiem - to wielki pech, ale urodzić się do tego jeszcze artystą w Polsce, to już pech najwyższy.
Złudzenia pseudo-indywidualizmu, bujającego jak mały złośliwy nowotworek na rosnącym bezwładnie cielsku społeczności, w momencie ostatecznego spęknięcia dziejów.
Doznać raz w życiu tego piekielnego metafizycznego orgazmu w zgwałceniu całości bytu, choćby za cenę wiecznej nicości potem.
Ja lubię literaturę, bo dla mnie tam jest więcej życia niż w moim własnym. Jest ono tam w takiej kondensacji, w jakiej nie znajdę go w rzeczywistości nigdy. Za cenę zgęszczenia płaci się nierealnością.
Walczę z krańcowym zniechęceniem do życia i powoli wysuwam się jak robaczek spod przywalającego mnie głazu.
Tylko łącząc się, odnajdujemy to, co nas dzieli. Nieskończoność jest między nami i tylko dlatego jesteśmy nieskończenie bliscy.
Życie nic z literaturą wspólnego nie ma – chyba u autorów, którzy w ogóle do literatury nie należą – są bezmyślnymi fotografami jakichś zatęchłych kącików rzeczywistości.
Wszystko, co czynimy, nawet my, są to tylko różne formy tego zamaskowania przed sobą ostatecznego nonsensu istnienia.
Wszystko, co było głębokim, powstało tylko z rozpaczy ostatecznej i zwątpienia.
Wiecznie to samo balansowanie między śmiercią, jako jedynym nasyceniem, a życiem, rozproszkowanym w przypadkowości (to było najokropniejsze) nawet tych niby "koniecznych" "dzieł sztuki".
Tak – to jest pewne, że sam fakt istnienia jest potworny: polega na krzywdzie innych, począwszy od milionów istnień, ginących w nas w każdej chwili – i rodzących się – to prawda, ale na taką samą mękę, abyśmy my mogli trwać ten marny wycinek czasu.
Rozumiem właśnie twórczość nie jako produkowanie tej idiotycznej, nikomu niepotrzebnej tak zwanej "czystej formy" i nie jako odwalanie rzeczywistości, tylko jako stwarzanie rzeczywistości nowej, do której uciec można od tej, której mamy dosyć po same gardła...
Naucz się panować nad własną siłą. To trudniejsze jest od pokonania słabości – wierz mi.
Mogę się zabić, ale na myśl, że mógłbym nie istnieć wcale, zimno mi się robi z przerażenia.