Pięcioczęściowe dzieło o wielowątkowej i rozbudowanej fabule osadzone w realiach XIX wieku. Dzieło wysoko cenione przez większość czytelników i krytyków.
Filozofia nie może być zwyczajnym obudowaniem tajemnicy, wzniesionym tylko po to, aby się w nią wpatrywać do woli, bez innego skutku jak dogodzenie własnej ciekawości.
Te chwile szczęścia są prawdziwe. Poza tą radością nie ma innej radości. Miłość to jedyna ekstaza. Wszystko inne - to łzy. Jeśli kochacie lub kochaliście niegdyś, niechaj wam to wystarczy. O nic więcej nie proście. Nie znajdziecie innej perły w ciemnych tajnikach życia. Miłość - to spełnienie.
Być zmuszonym wyznać sobie, że nieomylność nie jest nieomylna, że w dogmacie może tkwić błąd, że nie zawsze kodeks ma ostatnie słowo, że społeczeństwo nie jest doskonałe, że autorytet może się zachwiać, że niezmienne może się zarysować, że sędziowie są ludźmi, prawo może się mylić, trybunały mogą popełnić błąd! Zobaczyć, że pęka olbrzymia, błękitna tafla firmamentu!
Kłusownik żyje w lasach; przemytnik żyje w górach lub na morzu. Miasta tworzą ludzi okrutnych, bo znieprawionych. Góry, morze, lasy tworzą ludzi dzikich. Rozwijają one dzikość, często nie niszcząc wcale uczuć ludzkich.
Otrzymała podobną satysfakcję, jak owa Arabka, która spoliczkowana przez męża, pobiegła do ojca, domagając się zemsty. "Ojcze - mówiła - winieneś memu mężowi odpłacić zniewagą za zniewagę!" Ojciec zapytał: "W który policzek uderzył cię mąż?" - "W lewy." Ojciec uderzył ją w prawy policzek i rzekł: "No to teraz jesteś już zadowolona. Idź i powiedz mężowi, że on uderzył moją córkę; za to ja uderzyłem jego żonę!".
Dla nich - gwiazdy, które odcisną w błocie nogi kaczek, nie różnią się niczym od konstelacji niebieskich przestworzy.
Jakże posępna jest nieskończoność, którą każdy człowiek nosi w sobie, do której z rozpaczą przymierza postanowienia swojego mózgu i czyny swojego życia.
Zgadzam się żyć. Nie wszystko skończone na tej ziemi, skoro można jeszcze pleść głupstwa. Składam za to dzięki bogom nieśmiertelnym.
Ksiądz Myriel musiał podzielić zwykły los nowoprzybyłych w małych miasteczkach, gdzie wiele jest ust, które mówią, a bardzo mało głów, które myślą.
- Niczym jest umrzeć, ale okropnie jest nie żyć.
Czy natura ludzka zmienia się tak do gruntu i całkowicie? (…) Czy w każdej duszy, a w szczególności duszy Jana Valjeana, nie było owej pierwszej iskierki, owego boskiego pierwiastka, nieulegającego zepsuciu na tym świecie, nieśmiertelnego na tamtym, który pod wpływem dobra może się wspaniale rozszerzać, rozpalać i błyszczeć, natomiast nigdy nie może zgasnąć pod wpływem zła?
Upór trwania instytucji przestarzałych podobny jest do uporu zwietrzałych perfum, które by chciały by nimi skropić włosy, do pretensji zepsutej ryby, która by chciała być zjedzona, do natręctwa dziecinnego ubranka, które by chciało przywdziać dorosłego człowieka, do czułości trupów, które by powracały pieścić żywych.
Jest to właściwością pruderii, że tym więcej mnoży środków obrony, im mniejsze niebezpieczeństwo grozi fortecy.
Między istotami, a rzeczami istnieje cudowna zależność; w tej niewyczerpanej całości – od słońca do mszycy – nikt nikim nie gardzi; jedni potrzebują drugich. Światło, unosząc w błękity wonie ziemskie, wie, co z nimi czyni; noc rozdaje materię gwiezdną uśpionym kwiatom. Każdy fruwający ptak ma przywiązaną do nóżki nić nieskończoności. Narodzinami jest powstanie meteora i uderzenie dzióbka pisklęcia jaskółki, które rozbija skorupkę jajka; natura jednocześnie wydaje robaka i stwarza Sokratesa. Gdzie się kończy teleskop, zaczyna się mikroskop. Który z nich dalej sięga? Wybierajcie. Pleśń jest plejadą kwiatów; mgławica jest mrowiskiem gwiazd. To samo zespolenie – dziwniejsze jeszcze – istnieje w dziedzinie tworów ducha i materii. Żywioły i idee mieszają się, łączą, bratają i pomnażają wzajemnie, by wreszcie doprowadzić świat materialny i świat duchowy do jednej i tej samej jasności. Każde zjawisko nieustannie powraca do samego siebie. W niezmierzonych wymianach kosmicznych powszechne życie płynie i odpływa w nieznanych ilościach, unosi wszystko w niewidzialne misterium fluidów, robi użytek z każdej rzeczy, nie traci ani jednego sennego marzenia; tu sieje żyjątko, tam kruszy gwiazdę, tu kroczy chwiejnie, tam pełza, tworzy ze światła siłę, a z myśli żywioł, rozproszone, niepodzielne i zdolne rozłożyć wszystko z wyjątkiem tego punktu geometrycznego – jaźni; sprowadza wszystko do duszy – atomu, rozwija wszystko w Bogu i plącząc w tajnikach oszałamiającego mechanizmu wszystkie działania od najwyższych do najniższych, wiążąc lot owada z ruchem ziemi, podporządkowuje może – kto wie? bodaj na podstawie identyczności prawa – lot komet na firmamencie krążeniu drobnoustrojów w kropelce wody. Machina utworzona z ducha. Olbrzymie tryby, których pierwszym motorem jest maleńka muszka, a ostatnim kołem – gwiazdy zodiaku.
Ulica Plumet była zupełnym pustkowiem; śmierć dawnych właścicieli, rewolucja, która przeszła tędy, upadek starych fortun, pustka, zapomnienie, czterdzieści lat opuszczenia i sieroctwa sprawiły, że do tego uprzywilejowanego zakątka powróciły znów paprocie, sasanki, szaleje, dziewanny, złocienie, naparstnice, wysokie trawy, wielkie karbowane rośliny o szerokich liściach, jakby wyciętych z bladozielonego sukna, jaszczurki, chrząszcze ruchliwe i niespokojne żuki, że z głębin ziemi dobyła się i zapanowała wśród tych murów jakaś dzika i niedostępna wielkość, że natura, która krzyżuje nędzne poczynania człowieka i króluje niepodzielnie tam, gdzie króluje – zarówno w mrówce, jak i w orle – rozkwitła w tym skromnym paryskim ogródku z taką dzikością i majestatem jak w dziewiczych lasach Nowego Świata.
Nie ma bowiem rzeczy małych. Wie o tym dobrze ten, kto odczuwa głęboko tajniki przyrody. I choć nie jest danym filozofii dostąpienie absolutnego zadowolenia w czymkolwiek – ani w zbadaniu przyczyny, ani w ograniczeniu skutku – przecież badacz wpada w najwyższy zachwyt wobec tego rozkładu sił zmierzających do jedności. Wszystko pracuje dla wszystkich.
Algebrę można stosować do obłoków; z promieniowania gwiazdy korzysta róża; żaden myśliciel nie ośmieliłby się twierdzić, że woń głogów nie ma wpływu na gwiezdne konstelacje. Któż może zbadać jaką drogą przebiega atom? Nie wiemy, czy powstawanie świata nie jest zależne od spadania ziaren piasku. Któż zna wzajemne przypływy i odpływy rzeczy nieskończenie wielkich i nieskończenie małych, któż zna echa, jakie wywołują przyczyny w otchłaniach istot i lawinach wszechświata? Drobny żuczek ma swoje znaczenie; to, co małe, jest wielkie; co wielkie – jest małe; wszystko musi pozostawać w równowadze; przerażająca to wizja dla umysłu.
Zasady są niepodzielne, logika prawdy jest prostolinijna, właściwością prawdy jest bezwzględność; żadnych ustępstw zatem: należy położyć kres wszelkiemu naruszeniu praw człowieka.
Rzesze chętnie poddają się woli pana. Ich masa wydziela osad apatii. Tłum łatwo scala się w posłuszeństwo. Trzeba te rzesze poruszyć, popchnąć, wstrząsnąć brutalnie ludźmi samym dobrodziejstwem wyzwolenia, ranić ich oczy prawdą, rzucać im groźne snopy światła. Trzeba, by pozostali niejako porażeni własnym wybawieniem; to olśnienie zbudzi ich. Stąd konieczność wojen i dzwonów na trwogę. Trzeba, aby się podnieśli wielcy bojownicy, oświecili swą odwagą narody i wstrząsnęli tą biedną ludzkością, na którą rzuca swój cień "prawo boskie", chwała cezarów, siła, fanatyzm, nieodpowiedzialna władza i absolutna monarchia; trzeba, aby wstrząsnęli ciżbą z ogłupieniem wpatrzoną w te ciemne triumfy nocy, co jawią się przed nią w swej zmierzchającej wspaniałości.