Chociaż prawdą jest, że w trudnych czasach niezwykle trudno o dobre wyniki, inwestorzy nastawieni defensywnie (i ich klienci) mają poczucie względnego komfortu, kiedy widzą, że na rynku spadkowym ich straty są mniejsze niż u innych. Takie podejście ma więc dwa bardzo poważne skutki. Po pierwsze, inwestorom myślącym w ten sposób łatwiej utrzymać spokój ducha i oprzeć się presji, w wyniku której inni inwestorzy sprzedają na dołkach. Po drugie, będąc w lepszej kondycji psychicznej i finansowej, potrafią oni bardziej skorzystać z pozytywnych aspektów załamania rynkowego, czyli z szansy kupowania po niskich cenach.
Każdy wie, że poszczególne aktywa charakteryzują się określonym ryzykiem i określoną stopą zwrotu. Natomiast niewielu ludzi rozumie korelacje między rozmaitymi klasami aktywów, czyli jak jedna klasa aktywów reaguje na zmianę cen w drugiej klasie. Zrozumienie znaczenia korelacji, a tym samym ograniczeń dywersyfikacji, stanowi główny aspekt kontroli ryzyka i zarządzania portfelem. Umiejętności w tym zakresie stosunkowo trudno zdobyć. Niepowodzenie w prawidłowym oszacowaniu stopnia korelacji aktywów w obrębie zarządzanego portfela należy do podstawowych błędów inwestycyjnych.
W swojej książce prezentuję przekonanie, że unikanie strat jest ważniejsze od dążenia do realizowania tak zwanych złotych strzałów, czyli niesamowicie zyskownych inwestycji. Takie sukcesy można osiągać tylko raz na jakiś czas, w dodatku porażki, które będą się zdarzać w trakcie prób ich osiągnięcia, często są wyniszczające. Podejście polegające na unikaniu strat jest łatwiejsze w realizacji i bardziej niezawodne. A nawet jeśli w przypadku jego stosowania starania, by osiągnąć zysk, okażą się nieskuteczne, to negatywne tego konsekwencje będą znacznie łatwiejsze do zniesienia.
Żebyś mógł osiągać lepsze wyniki inwestycyjne od ogółu, musisz mieć lepszą niż inni zdolność oceny rzeczywistej wartości. W związku z tym powinieneś uczyć się rzeczy, których inni się nie uczą, patrzeć na rynek inaczej niż inni lub też wnikliwiej go analizować – idealnie byłoby, gdybyś robił wszystkie te rzeczy jednocześnie.
Możliwe jest posiadanie racji co do przyszłości dotyczącej makroekonomii raz na jakiś czas, ale nie regularnie. Nie ma najmniejszego sensu obserwowanie sześćdziesięciu czterech prognoz, z czego tylko kilka, bez wiedzy, które konkretnie, okaże się trafnych. Jeśli zwycięskie prognozy w co półrocznych ankietach mają zupełnie innych autorów, trudno uwierzyć, że analiza prognoz ma jakąkolwiek wartość.
Nasze zadanie jako kontrarian polega na umiejętnym i uważnym łapaniu spadających noży. Właśnie dlatego koncepcji wartości wewnętrznej przypisuję taką ważność. Jeśli mamy opinię co do wartości, która pozwala nam kupować, kiedy wszyscy inni sprzedają – i jeśli nasza opinia okazuje się słuszna – jest to najlepsza droga do osiągania największych zysków przy najmniejszym ryzyku.
Wielkich fortun nie zbija się, kupując to, co doceniają wszyscy. Zbija się je, kupując to, czego nie docenia nikt.
Ostatecznie – nie wystarczy obstawiać przeciwko tłumowi. Biorąc pod uwagę trudności, jakie wiążą się z wcielaniem w życie kontrarianizmu, rozpoznanie potencjalnie zyskownych rozbieżności między rzeczywistą sytuacją a sposobem myślenia większości inwestorów trzeba oprzeć na dogłębnej analizie. Musisz podejmować odpowiednie działania inwestycyjne nie tylko dlatego, że są przeciwne do zachowań rynkowego tłumu, ale też dlatego, że wiesz, dlaczego tłum się myli. Tylko wtedy będziesz w stanie trzymać się swoich poglądów wystarczająco mocno i może nawet powiększać swoją pozycję, kiedy ta będzie wyglądać na błędną.
Paradoks ten może funkcjonować, ponieważ większość inwestorów wierzy, że to jakość, a nie cena, przesądza, czy konkretna inwestycja jest ryzykowna bądź nie. Prawda wygląda jednak tak, że aktywa wysokiej jakości mogą być ryzykowne, a aktywa o niskiej jakości mogą być bezpieczne – wszystko jest kwestią ceny, jaką za nie płacimy.
Osoby stosujące strategię inwestowania w wartość osiągają najlepsze wyniki, gdy kupują akcje po zaniżonej cenie, a jeśli po ich wejściu na rynek notowania nadal spadają, bez zawahania uśredniają swoje pozycje. Stąd istnieją dwa elementy decydujące o zysku, kiedy inwestujesz na zniżkującym rynku: musisz mieć opinię co do wartości wewnętrznej posiadanych aktywów i musisz trzymać się jej wystarczająco mocno, żeby być w stanic kupować, nawet jeśli spadek ceny sugeruje, że nie masz racji. No tak, jest jeszcze trzeci: musisz mieć rację.
Jadąc kiedyś samochodem, usłyszałem wypowiedź gościa stacji radiowej: “Jeśli miałeś dobre doświadczenie z produktem, kupuj akcje jego producenta”. Jestem głęboko przekonany, że aby odnosić sukces jako inwestor, potrzeba o wiele, wiele więcej.
Zasadniczo osoby myślące na pierwszym poziomie patrzą na świat w identyczny sposób i dochodzą do identycznych wniosków. Z definicji jednak to nie może być drogą do osiągania ponadprzeciętnych wyników. Wszyscy inwestorzy nie mogę wygrywać rywalizacji z rynkiem, ponieważ sami, razem wzięci, stanowią rynek.
Raz na jakiś czas ktoś dokonuje ryzykownego zakładu, obstawiając mało prawdopodobny wynik, wygrywa i w efekcie wychodzi na geniusza. Naszym zadaniem jest dostrzeżenie, że dzieje się tak dzięki szczęściu i śmiałości, a nie umiejętnościom.
Kiedy na rynku panują dobre nastroje, a ceny są wysokie, inwestorzy ruszają na zakupy, zapomniawszy o jakichkolwiek środkach ostrożności. Następnie kończy się okres prosperity, nastaje ogólny chaos, pojawia się masa okazji do tanich zakupów, ale inwestorzy tracą gotowość do podejmowania ryzyka i zamiast tego, bazując na emocjach, dokonują transakcji sprzedaży. Ten mechanizm działa zawsze
Według mnie najważniejsze to pamiętać, że prawie wszystko przebiega w cyklach. Niewielu rzeczy jestem pewien, ale wiem na pewno, że cykliczność ostatecznie zawsze bierze górę. Nic nie podąża wiecznie w jednym kierunku. Drzewa nie dorastają do nieba. Niewiele aktywów spada do zera. I niewiele istnieje rzeczy tak niebezpiecznych dla dobra inwestora jak upieranie się, że obecna tendencja nigdy nie ulegnie zmianie.
Sukces inwestycyjny nie bierze się z kupowania dobrych rzeczy, ale z kupowania rzeczy dobrze.
Bez względu na to, jak dobre są fundamenty, ludzka zachłanność i skłonność do popełniania błędów zdolne są wszystko zepsuć.
Powszechna opinia głosi, że ryzyko rośnie podczas recesji i spada podczas boomu. Lepiej jednak postrzegać to odwrotnie: ryzyko narasta w okresie hossy i materializuje się w czasach bessy.
Kluczem jest ustalenie, kto zainteresuje się daną inwestycją w przyszłości. Zmiany cel będą bowiem determinowane przez to, czy dostrzeże ją większa, czy mniejsza liczba inwestorów.
Za najbardziej niebezpieczną rzecz trzeba uznać kupienie czegoś w szczycie popularności. W takich momentach wszystkie korzystne fakty i opinie znalazły już odzwierciedlenie w cenie i na rynku nie pozostało wielu nowych nabywców, którzy mogliby wywindować cenę do wyższych maksimów.
Najbezpieczniejszym i potencjalnie najbardziej zyskownym podejściem jest kupowanie wtedy, kiedy nikt danej inwestycji nie docenia. Z czasem jej popularność oraz związana z tym cena mogą pójść tylko w jednym kierunku: w górę.
Awersja do ryzyka spada. W jakiś zadziwiający sposób stwierdzenie: "Nie dotknąłbym tego za żadną cenę" przekształciło się w stwierdzenie: "Według mnie wygląda to na porządną inwestycję".