Czasami jest ciężko, kiedy chce się być takim jak koś inny, ale nie wie się, jak to osiągnąć.
- Więc jestem twoim pierwszym Nocnym Łowcą, co? – zapytał Alec, kiedy w końcu się od siebie odsunęli.
- Jesteś moim pierwszym w wielu rzeczach, Alecu Lightwoodzie – oznajmił Magnus.
- (...) Chcecie przesłać wiadomość? Zawsze są kociaki pocztowe.
- Masz na myśli gołębie. (...) Gołębie pocztowe. (...)
- Kociaki pocztowe. Są takie śliczne, że nie można się im oprzeć. I rozwiązują również problem z myszami.
- Jesteśmy oficjalnie parą? Nocni Łowcy mają jakiś swój rytuał? Powinienem zmienić swój status na Facebooku z "to skomplikowane" na "w związku"?
Isabelle rozkosznie zniszczyła nos.
- Nasz książkę z twarzą?
- Pod twoim wpływem się zmieniam. Przez cały czas, bezustannie. Zostałem wychowany tak, by wierzyć, że muszę być doskonały. Świetny wojownik, idealny syn. Nawet kiedy zamieszkałem z Lightwoodami, uważałem, że muszę sprostać wymaganiom, bo inaczej mnie odeślą. Nie wiedziałem, że miłość idzie w parze z wybaczeniem. A potem zjawiłaś się ty i roztrzaskałaś na kawałki wszystko, w co wierzyłem. Zacząłem wszystko widzieć inaczej. Miałaś...w sobie tyle miłości, wyrozumiałości, wiary. W końcu pomyślałem, że może zasługuję na tą wiarę. Że nie muszę być idealny. Wystarczy, że będę się starał. - Opuścił powieki, a Clary dostrzegła słaby puls na jego skroniach, wyczuła w nim napięcie. - Uważam więc, że jesteś niewłaściwą osobą dla Jace'a, którym byłem, ale nie dla Jace'a, którym jestem teraz. I tak się składa, że tego nowego lubię o wiele bardziej niż dawnego. Zmieniłaś mnie na lepsze i nawet gdybyś mnie opuściła pozostałbym taki.
Zawsze będą tacy, którzy na podstawie nazwiska albo krwi w żyłach zechcą ci powiedzieć, kim jesteś. Nie pozwól, żeby inni decydowali kim jesteś. Sama za siebie decyduj.
- Nie powinniśmy - powiedziała Isabelle. - Clave ma plan.
- Clave ma zbiorową inteligencję ananasa.
Alec zamrugał.
- Jace ma rację.
Isabelle odwróciła się do brata.
- Co ty wiesz? Nawet nie uważałeś.
- Nieprawda - odparł Alec. - Jace ma rację.
- Tak, ale ja mam rację praktycznie dziewięćdziesiąt procent czasu, więc to nie dowodzi, że słuchałeś - rzekł Jace. - To po prostu dobry traf.
Ogień hartuje złoto. My też zahartujemy się w ogniu i zabłyśniemy. (...) Naprzód, Dzieci Anioła. Idźcie i rozpalcie światła wojny.
Chcę, żebyś był lepszym człowiekiem, niż ja byłem. Niech nikt ci nie mówi, kim jesteś albo kim powinieneś być.
Nadzieja jest tym, co daje nam siłę, by iść do przodu, bułeczko - wtrącił Magnus chociaż nie brzmiał na urażonego.
- Jest coś innego, co lubisz?
- Broń - odpowiedział Jace. - Lubię broń.
- Zaczynam myśleć, że mamy problem z twoją osobistą filozofią.
Jace pochylił się, kładąc dłonie płasko na trawie.
- Jestem wojownikiem. Wychowano mnie jako wojownika. Zamiast zabawek miałem broń. Do piątego roku życia spałem z drewnianym mieczem. Moimi pierwszymi lekturami były średniowieczne, ilustrowane księgi o demonologii. Pierwsze piosenki, jakich się nauczyłem to te, jak wygnać demony. Wiem, co daje mi spokój i nie są to piaszczyste plaże czy śpiew ptaków w lasach deszczowych.
Dobrze mieć kogoś, komu na tobie zależy, tak że człowiek nie czuje się całkiem samotny.
- Ojcze mój.. - zaintonował, a Clary usłyszała, jak Alec głośno nabiera powietrza. - Ojcze mój, któryś jest w piekle, niech się nie święci imię twoje. Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja, jako w piekle, tak i w Edomie. Nie odpuszczaj mi grzechów, bo w tym ogniu ogni nie będzie miłosierdzia, ni współczucia, ni odkupienia. Ojcze mój, który toczysz wojnę na wyżynach i nizinach, przybądź do mnie teraz. Wzywam cię jako twój syn i biorę na siebie odpowiedzialność za to wezwanie.
Magnus otworzył oczy. Twarz miał bez wyrazu. Pięć innych twarzy było wyraźnie wstrząśniętych.
- Na Anioła... - zaczął Alec.
- Nie - odezwał się obcy głos. - Zdecydowanie nie na waszego Anioła.
Jace przerwał pocałunek. Zanim Clary zdążyła cokolwiek powiedzieć, z pobliskiego wzgórza dobiegł do nich chór sarkastycznych aplauzów. Simon, Isabelle i Alec machali do nich.
- Może dołączymy do naszych irytujących i wścibskich przyjaciół? - spytał Jace.
- Kiedy stałaś się taka ostrożna?-zapytał
- Nie jestem ostrożna-powiedziała, kiedy dotknął ustami jej skroni. Jego ciepły oddech poruszył kosmykami przy uchu - Po prostu nie jestem tobą.
Poczuła, że Jace się śmieje. Przesuną dłonie w dół jej boków, objął ją w pasie.
- Zdecydowanie nie. Jesteś dużo ładniejsza.
- Chyba musisz mnie kochać- stwierdziła. Zaparło jej dech kiedy powędrował wargami wzdłuż jej szczęki.-Nigdy nie sądziłam, że kiedyś przyznasz, że ktoś jest ładniejszy od ciebie.
Wszyscy składamy się z tego co pamiętamy. Przechowujemy w sobie nadzieje i lęki tych którzy nas kochają. Póki jest miłość i pamięć, nie ma prawdziwej straty".
Marzyłam czasem o chłopcu z zielonymi oczami, który nie został nigdy zatruty demoniczną krwią, o chłopcu, który umiałby się śmiać i kochać, i być człowiekiem. Nad tym chłopcem właśnie szlochałam. Ale on nigdy nie istniał.
- Wszystko w moim życiu jest trochę niezwykłe, ale to samo mogę powiedzieć o tobie, prawda? - Jej oczy błyszczały. - Jace Herondale bardzo dobrze gra na pianinie.
- I zdaje sobie z tego sprawę.
- To takie w stylu Herondale'ów - zaśmiała się Tessa.