- (...) czułem ból, jak by mi — czy ty rozumiesz, Ignacy? — jak by mi ziarno piasku wpadło do serca. Bywało, chodzę, jem, rozmawiam, myślę przytomnie, rozpatruję się w pięknej okolicy, nawet śmieję się i jestem wesół, a mimo to czuję jakieś tępe ukłucie, jakiś drobny niepokój, jakąś nieskończenie małą obawę.
Ten stan chroniczny, męczący nad wszelki wyraz, lada okoliczność rozdmuchiwała w burzę. Drzewo znajomej formy, jakiś obdarty pagórek, kolor obłoku, przelot ptaka, nawet powiew wiatru bez żadnego zresztą powodu budził we mnie tak szaloną rozpacz, że uciekałem od ludzi. Szukałem ustroni tak pustej, gdzie bym mógł upaść na ziemię i nie podsłuchany przez nikogo, wyć z bólu jak pies.
Czasami w tej ucieczce przed samym sobą doganiała mnie noc. Wtedy spoza krzaków, zwalonych pni i rozpadlin wychodziły naprzeciw mnie jakieś szare cienie i smutnie kiwały głowami o wyblakłych oczach. A wszystkie szelesty liści, daleki turkot wozów, szmery wód zlewały się w jeden głos żałosny, który mnie Pytał: „Przechodniu nasz, ach! co się z tobą stało?…
Ach, co się ze mną stało…
- Nic nie rozumiem — przerwał Ignacy. — Cóż to za szał?
- Co?… Tęsknota
Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdziem z tobą płakał, gdziem z tobą się bawił, zawsze i wszędzie będę ja przy tobie, bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił...
Po ziemi gonimy marę, która każdy z nas nosi we własnym sercu i dopiero gdy stamtąd ucieknie, poznajemy że to był obłęd
Pani wie, że dla mężczyzny kochającego kobieta jest świętością jak ołtarz. Słusznie czy niesłusznie, ale tymczasem tak jest. Otóż jeżeli taki pierwszy lepszy awanturnik zbliża się do tej świętości jak do krzesła i postępuje z nią jak z krzesłem, a ołtarz prawie zachwyca się podobnym traktowaniem, wówczas (…) zaczynamy przypuszczać, że ów ołtarz jest naprawdę tylko krzesłem
- Czy myślisz - spytał Wokulski - że można...kochać kobietę w sposób idealny, nie pożądając jej?
- Naturalnie. Jest to jedna z masek, w którą lubi przebierać się instynkt utrwalenia gatunku.
- Instynkt-gatunek-instynkt utrwalenia czegoś i-utrwalenia gatunku!... - powtórzył Wokulski. - Trzy wyrazy, a cztery głupstwa.
- Zrób szóste - odpowiedział doktór nie odejmując oka od szkła - i ożeń się.
- Szóste?... - rzekł Wokulski podnosząc się na kanapie. - A gdzież piąte?
- Piąte już zrobiłeś: zakochałeś się.
- Ja?...W moim wieku?...
- Czterdzieści pięć lat - to epoka ostatniej miłości, najgorszej - odpowiedział doktór.
- Znawcy mówią, że pierwsza miłość jest najgorsza - szepnął Wokulski.
- Nieprawda. Po pierwszej czeka cię sto innych, ale po setnej pierwszej - już nic. Żeń się; jedyny to ratunek na twoją chorobę.
Gdyby Wokulski mógł w tej chwili zajrzeć w jej duszę, uciekłby z przestrachem i uleczyłby się ze swego obłędu.
Gdybym nawet był niezwykłym, to tylko przez cierpienia, nie przez szczęście. A tym mniej nie przez wydatki.
...a jeżeli kiedyś zapyta mnie Pan Bóg, po com żył na świecie...po to - odpowiem - ażeby trafić na jeden taki dzień.
Co mi tam ludzkość! Za całą ludzkość i za cała przyszłość świata, za moja własną wieczność...Nie oddam jednego jej pocałunku.
Jeżeli masz pan pełna szufladę, na przykład portmonetek, czy możesz w tę samą szufladę nakłaść, na przykład, krawatów?...Nie możesz. Więc jeżeli Wokulski ma pełne serce panny Łęckiej, czy możesz mu tam wpakować panią Stawską...?
Trzeba było poznawać kobiety nie przez okulary Mickiewiczów, Krasińskich albo Słowackich, ale ze statystyki, która uczy, że każdy biały anioł jest w dziesiątej części prostytutką.
Jakież to pospolite sprężyny wywołują ruch w świecie: trochę węgla ożywia okręt, trochę serca - człowieka.
...i odrzuciłem szczęście, które samo wpadło mi w ręce...Ale czy może być szczęściem to, czego nie pragniemy?...
Człowiek jest jak ćma: na oślep rwie się do ognia, choć go boli i choć się w nim spali. Robi to jednak dopóty - dodał po namyśle - dopóki nie oprzytomnieje. I tym różni się od ćmy.
Świat należdy do tych, którzy go biorą.
Głupia rzecz miłość...Poznajesz, kochasz, cierpisz...Potem jesteś znudzony, albo zdradzony.