Zbiór opowiadań z akcją umiejscowioną w świecie robotów który jest mieszanką fantastyki naukowej, baśni i filozofii. Głównymi bohaterami książki są dwa rywalizujące między sobą roboty-konstruktorzy.
Każda cywilizacja ma przed sobą dwie drogi, a to albo siebie samą zadręczyć, albo zapieścić doszczętnie. Jedno bądź drugie czyni pożerając po trosze kosmos i przerabiając gwiazd szczątki na sedesy, kołki, tryby, cygarnice i jaśki, bierze się to zaś stąd, iż, Kosmosu pojąć nie mogąc, pragnie to Niepojęte przemienić jakoś w Pojęte i nie ustaje, póki mgławic w kloaki, a planet w łożnice i bomby nie poprzerabia, mając przy tym na oku Wyższą Ideę Porządku, gdyż dopiero kosmos wybrukowany, skanalizowany i skatalogowany wydaje się jej dostatecznie przyzwoity.
Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne
W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,
Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy,
A korśliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie!
W tym pomieszaniu Cewinna dyfundowała już przez zwrotniczego do lewarów, a zarazem Krętlin, wychodząc z siebie, okrążał jej zsiadłości, wsiał się w nią, impetem zagarniając po drodze mleczaka, i zaczął ją upchale zęzić:
- Światujmy się tutaj, tu!!!
A już Marlin rwał ku nim, puściła ligatura, mąż z wyosobnionym, przybocznym Podponckim wkroczyli w Krętlina od namyślnej, wydęli go, powstało wbiegowisko, Ce - winna wychynęła stamtąd rozburmuszona i zaczęła innieć. Co chwila się przeistaczała: ewi się, mariolizuje, zludmila, czy to jakaś choroba, czy rodzaj mimikry? Ze strachu może, czy jak? Podług pewnej bliskiej względniczki naheleniła się, ale stała się raczej Helendą niż Heleną - może od zmieszania czy z pośpiechu...
Ee-wzruszył ramionani Trurl.
- Taki to i świat...mnie szło o doskonały...
Zbieram skarby wiedzy, gdyż takie jest moje zamiłowanie życiowe, płynące z wyższego wykształcenia i praktycznego wglądu w istotę rzeczy, zwłaszcza że za zwyczajne skarby, których zbójcy prostakowie łakną, nic nie można tu kupić; natomiast wiedza syci głód poznania, wiadomo zaś, że wszystko, co istnieje, jest informacją; a więc zbieram ją od wieków i będę to czynił dalej.
Należałoby - rzekł sobie - wypełnić tę próżnię, którą jestem, a przez to odmienić jej nieznośną monotonię. A zatem wymyślmy coś.
Aby ulżyć skarbowi, zniósł wszystkie kary z wyjątkiem głównej. Ulubionym jego zajęciem było likwidowanie zbędnych urzędów, odkąd zaś zniósł urząd kata, każdy skazany musiał ścinać się sam lub, przy wyjątkowej łasce królewskiej, z pomocą bliższej rodziny.
Nie tylko głupia jest bowiem, ale i uparta jak kloc, czyli ma charakter, zresztą właściwy idiotom, bo oni zwykle są szalenie uparci.
Gdym do nich przybył, panowała właśnie Epoka Mnóstw. Każdy Cembał, to jest Szczęsny, siedział we własnym pałacu, który mu automatnia zrobiła (tak oni swe niewolnice zwą trybo - chrzestne), wonnościami polewany, kadzidłami okadzany, elektrycznie miłowany, złotem - srebrem spowity, po klejnotach tarzający się, po skarbcach swych przechadzający, z gwardią na ulicy, z haremem w piwnicy, dący w trąby i marmury, ale mimo tego wszystkiego razem dziwnie jakoś niezadowolony, a nawet jakby ponury. A przecież wszystkiego było pełno! Na planecie owej zamierało właśnie ksobne “się”, albowiem nikt się tam nie przechadzał ani się nie posilał z butli lejdejskiej, ani się nie bawił, ani się nie kochał, lecz go Przechadzacz przechadzał, Posiłkówka posilała, Rozbawnica bawiła i nawet uśmiechnąć się nie mógł, bo i to robił za niego specjalny automat. str. 98
Albowiem mądrość polega na tym, żeby zlecić komuś innemu robotę, którą miało się samemu wykonać.
Czym jest bowiem szczęście? To proste jak drut. Szczęście jest to ugięcie, a więc ekstensor metaprzestrzeni oddzielającej węzeł intencjonalnych kolineacyjnie odwzorowań od obiektu intencjonalnego przy warunkach granicznych ustawionych omega-korelacją w alfa-wymiarowym, więc jasne, że niemetrycznym, kontinuum agregatów subsolowych, zwanych też supergrupami moimi, to jest Kerebrona.
Jak wiadomo, smoków nie ma. Prymitywna ta konstatacja wystarczy może umysłowi prostackiemu, ale nie nauce (...).banalność istnienia została już udowodniona zbyt dawno, by warto jej poświęcać choćby jedno jeszcze słowo.
Zarodzią życia był ci wszak ocean, który się przy brzegach uczciwie zamulił. Powstało błoto rzadkie, czyli koloidy-niedoidy, Słońce przygrzało, błoto zgęstniało, piorun w to huknął, wszystko zakwasił aminowo - czyli na amen - i tak powstał syr, który z czasem odszedł na suchsze miejsce. Wyrosły mu uszy, żeby słyszał, jak zdobycz nadciąga, a także zęby i nogi, żeby ją dogonił i zjadł. A jeśli mu nie wyrosły albo za krótkie były, jego zjedli. Stworzycielką rozumu jest tedy ewolucja; cóż w niej bowiem Głupota i Mądrość oraz Dobro i Zło? Dobro to tyle, kiedy ja kogoś zjem, a Zło, kiedy mnie zjedzą. Toż i z Rozumem: zjedzony, że na to mu przyszło, jest głupszy od jedzącego, ponieważ nie może mieć racji ten, kogo nie ma, a wcale nie ma tego, kto został spożyty. Lecz kto by wszystkich innych zjadł, sam będzie zamorzony, i tak się ustanawia umiar.
Ten bowiem, kto musi być taki, jaki jest, może złorzeczyć losowi, ale nie może go odmienić, ten jednak, który potrafi odmienić samego siebie, już nikogo na całym świecie nie może obarczyć odpowiedzialnością za swoją niewydarzoność; jeśli mu źle ze sobą samym, to nikt prócz niego nie ponosi za to winy.
Dwa są rodzaje mądrości: jedna umożliwia działanie, druga zaś od takowego powstrzymuje.
Świat jest to szaleństwo pewnego Supermózgu, co się na własnym tle wściekł w sposób bezkresny.
Od nadmiaru urody pękają więzy małżeńskie, od zbytniego rozumu przychodzi samotność, od bogactw – szaleństwa.