Niektórzy ludzie całe życie czekają, aż wreszcie zaczną żyć.
Przestało istnieć życie aktorskie, które kiedyś ogniskowało się wokół SPATIF-ów, aktorskich restauracji.
Bo zwykłe książki są jak meteory. Każda z nich ma jedną chwilę, moment taki, kiedy z krzykiem wzlatuje jak feniks, płonąc wszystkimi stronicami. Dla tej jednej chwili, dla tego jednego momentu kochamy je potem, choć już wówczas są tylko popiołem. I z gorzką rezygnacją wędrujemy niekiedy późno przez te wystygłe stronice, przesuwając z drewnianym klekotem, jak różaniec, martwe ich formułki.
Cała złudna ta fatamorgana była tylko mistyfikacją, wypadkiem dziwnej symulacji materii, która podszywa się pod pozór życia.
Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji. Ale naiwne przedmiejskie dzwonki i perkalikowe, niewybredne kwiatuszki stały bezradne w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach, bez zrozumienia dla wielkiej tragedii słonecznika.
Strychy, wystrychnięte ze strychów, rozprzestrzeniały się jedne z drugich i wystrzelały czarnemi szpalerami, a przez przestronne ich echa przebiegały kawalkady tramów i belek, lansady drewnianych kozłów, klękających na jodłowe kolana, ażeby, wypadłszy na wolność, napełnić przestwory nocy galopem krokwi i zgiełkiem płatwi i bantów.
Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym, jak szósty mały palec u ręki, wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.
Wszechświat jest miejscem cudów i jedynie przyzwyczajenie, znieczulenie codzienności przytępia nasz wzrok.
Z analizy chemicznej atramentu, jakim napisano do nas list, nigdy się nie wywiedzie umysłowych cech piszącego.
Kolistymi pierścieniami, jak bałwany prawdziwego morza, na wszystkie strony gnały dymiące fale pustynnego piachu.
Zrozum, takie pojęcia abstrakcyjne, jak wiara, bóg, moralność, dusza, nie dają się w ogóle ujednoznacznić w obrębie kalkulatora.
Jak wiadomo, pokonaliśmy grawitację, pokonaliśmy atom, lecz nie pokonaliśmy ani kataru, ani grypy.
(...) nie ma gorszego tyrana, kiedy się chłop dostanie na pana.
Istnieje stary, sprawdzony i udoskonalony w ciągu stuleci sposób oceny działania każdej struktury organizacyjnej i predyspozycji jej kierownika. Trzeba się jej przyjrzeć bacznie wtedy, gdy zwierzchnik jest akurat nieobecny.
Błoto jest bardzo fotogeniczne, bo wyciąga seks.
Przetnij kamień na pół, a będziesz miał dwa kamienie. Ale przetnij żabę na pół, a będziesz miał tylko jedną martwą żabę.
Wysoki urząd jest jak piramida; na szczyt docierają tylko dwa rodzaje zwierząt — gady i orły.
Jeśli przyjrzeć się bliżej połowie naszego stulecia, wydarzeniom, które nas zajmują, naszym zwyczajom, osiągnięciom, a nawet tematom rozmów, trudno nie zauważyć, że pod wieloma względami zaszła zmiana w naszych ideach; zmiana, która przez swoją szybkość wydaje się nam zapowiadać inną, jeszcze większą. Sam czas pokaże cel, naturę i granice tej rewolucji, której niedogodności i zalety nasza potomność rozpozna lepiej niż my.