Jeśli umrę gwałtowną śmiercią, tak, jak niektórzy się boją, a nieliczni spiskują, wiem, że przemoc będzie w myślach i czynach zabójców, ale nie w mojej śmierci.
W tym, że kobieta stoi na czele rządu, nie ma nic złego. Problem polega na tym, aby być zawsze człowiekiem, nie ma więc nic wspólnego z płcią. Jestem słaba, gdy jednak to jest konieczne, potrafię być silna.
Nigdy nie żałowałem żadnej rzeczy, którą zrobiłem, poza tym, że skrzywdziłem moją rodzinę. To jedyna rzecz, której żałuję.
Miałem taki okres w życiu, że zabijałem bez powodu, wystarczyło, że ktoś krzywo na mnie spojrzał.
Moja mama miała raka. Powoli niszczyła wszystko wokół siebie. Wyprodukowała dwóch zabójców; mnie i mojego brata Joe.
Teraz już wiesz, że najbardziej podobało mi się polowanie i wyzwanie związane z wykonaniem zlecenia. Zabijanie było dla mnie sprawą drugorzędną. Nie miałem z tego powodu żadnego satysfakcji...najczęściej. Ale rozpracowanie tematu, wyzwanie, śledzenie, zrobienie tego dobrze, osiągnięcie sukcesu – bardzo mnie ekscytowało. Czym trudniej było, tym więcej przyjemności z tego wyciągałem.
Nie czułem wyrzutów sumienia, mogłem to robić bez przerwy, na okrągło.
Był jeden facet, błagał mnie, przysięgał i modlił się "Proszę Cię Boże". Powiedziałem mu, że ma pół godziny na modlitwy, i jeżeli Bóg się pojawi, to mu odpuszczę. Bóg jednak się nie zjawił, więc musiałem to dokończyć. To nie było zbyt miłe. Tej jednej rzeczy mogłem nie zrobić, mogłem tego nie robić w ten sposób.
Kiedy byłem młody, odkryłem, że jeśli kogoś wystarczająco mocno skrzywdzisz, to zostawi cię w spokoju.
Jestem gotowa dać się zabić, jeśli byłoby to konieczne, ale nigdy zabić kogoś.
Nie wierzę w rodzinę. Rodzina jest kłamstwem wymyślonym przez tego, kto urządził świat w taki sposób, żeby lepiej kontrolować ludzi, zmusić ich do przestrzegania zasad.
Słowo "praca" przywołuje we mnie jeden obraz. Mam pięć czy sześć lat i stroję wyprostowana na łóżku. Matka wkłada mi przez głowę wełnianą koszulę. (...) Patrzę na nią, a ona płacze. Cicho, z wściekłości. I płacząc mówi: "Nie wolno ci robić tego, co ja! Nie wolno ci zostać żoną, mamą, niewolnicą ciemną jak tabaka w rogu! Musisz iść do pracy! Musisz pracować! Podróżować! Świat! Zobaczyć Świat!" A ja nie rozumiałam, dlaczego ona tyle pracuje, a pracuje zawsze: czyż to, co robi, nie jest pracą? I pewnego dnia, kiedy miałam kilkanaście lat, przypomniałam mamie tamten dzień i spytałam: "Czy to, co robiłaś, to nie była praca?". A ona odparła: "Nie. To było niewolnictwo".
Jestem osobą bardzo powściągliwą, bardzo nieśmiałą, obsesyjnie strzegącą swojej prywatności i zasadniczo stroniącą od ludzi. I nie wierzę w mity, zwłaszcza we własny.
...mogłam być zawsze tam, gdzie wiał wiatr dziejów. Przeżywać historię w momencie, gdy ona się działa. Dawać świadectwo hańbie wojny i świństewkom pokoju.
Dziś w nocy dowiedziałam się, że jesteś: kroplą życia, która wymknęła się nicości. Leżałam w mroku z szeroko otwartymi oczami i nagle poczułam absolutną pewność: tak, jesteś. Istniejesz.
Spróbuj zrozumieć: to nie jest strach przed innymi. Mnie nie obchodzą inni. To nie jest bojaźń przed Bogiem. Ja nie wierzę w Boga. To nie jest strach przed bólem. Nie boję się bólu. To strach przed tobą, przed tym przypadkiem, który cię wyrwał znikąd i wszczepił do mojego brzucha. Nigdy nie byłam gotowa, żeby cię przyjąć, choć bardzo ciebie oczekiwałam. Zawsze sobie stawiałam to okrutne pytanie: a jeśli ci się nie spodoba urodzenie się?
Moja mama, widzisz, nie chciała mnie. Poczęłam się przez omyłkę, w chwili czyjegoś roztargnienia.
Nigdy nie byłam zwierzęciem domowym. Nigdy się nie widziałam zamknięta na klucz w rodzinnym światku. Zawód żony zawsze mnie przerażał. Nie chciałam być żoną. Chciałam pisać, podróżować, poznawać świat i korzystać z cudu, jakim jest fakt urodzenia się. Jakby tego było mało, idea zrezygnowania z mojego nazwiska, żeby przyjąć nazwisko jakiegoś mężczyzny, napawała mnie oburzeniem. Dlaczego mam rezygnować z mojego nazwiska? Dlaczego mam się w ten sposób unicestwiać?