Czy nie rozumiesz, że nadrzędnym celem nowomowy jest zawężenie zakresu myślenia? W końcu doprowadzimy do tego, że myślozbrodnia stanie się fizycznie niemożliwa, gdyż zabraknie słów, żeby ją popełnić. (...) Z roku na rok będzie coraz mniej słów i coraz węższy zakres świadomości.
Słowa i czyny nic nie znaczą, liczą się uczucia.
Cokolwiek mówił, była to najczystsza ortodoksja, najczystszy angsoc. Wpatrzony w bezoką twarz z poruszającą się gwałtownie szczęką, Winston miał dziwne uczucie, że obserwuje nie człowieka, lecz kukłę. Mówił nie mózg mężczyzny, tylko jego krtań. Wydobywające się z niej dźwięki składały się ze słów, ale nie tworzyły prawdziwej mowy; był to bezmyślny hałas, zupełnie jak kwakanie kaczki.
Słówka przy kieliszku i słówka miłosne; i jedne, i drugie są równie nieuchwytne. Słowa miłosne – to mgła; słowa przy kieliszku - to dym.
Mądrej głowie dość dwie słowie.
Zaczęła się prędka, zmieszana rozmowa,
W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa
Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,
Wykrzykników i westchnień, i nowych powitań.
- Kiedy mówisz "Istnienie", czy masz na myśli Boga? A jeśli tak, czemu nie powiesz po prostu "Bóg"?
- Słowa tego przez całe tysiąclecia nadużywano, jest więc dziś wyprane z wszelkiego znaczenia. Owszem, czasem i ja go używam, ale oszczędnie. Przez nadużywanie rozumiem fakt, że ludzie, którym sfera świętości - cały przeogromny bezmiar, ukryty za tym słowem - nigdy choćby przelotnie nie zaświtała, z wielką pewnością siebie szermują słowem B ó g, jak gdyby wiedzieli, o czym mówią. Lub też wytaczają argumenty przeciwko temu słowu - tak jakby wiedzieli, czym jest to, co tym sposobem negują. Z takich właśnie nadużyć biorą się rozmaite absurdalne wierzenia, twierdzenia i egocentryczne urojenia, jak chociażby przeświadczenie, że "m ó j czy też n a s z Bóg jest jedynym prawdziwym Bogiem, a t w ó j (w a s z) - to zaledwie fałszywy bożek", albo słynne oświadczenie Nietzschego: "Bóg umarł".
Słowo "Bóg" stało się pojęciem zamkniętym. Sam jego dźwięk natychmiast tworzy w umyśle pewien obraz; dziś może niekoniecznie będzie to wizja siwobrodego starca, powstaje jednak myślowe wyobrażenie kogoś lub czegoś zewnętrznego wobec ciebie; w dodatku ten ktoś (lub coś) prawie zawsze jest - a jakże - rodzaju m ę s k i e g o (s. 23-24).
Nie da się wszystkiego opowiedzieć słowami, a co dopiero urzędowymi dokumentami.
Słowo pisane ręcznie jest wymemłane, druk natomiast mówi dobitnie i wyraźnie.
(...) słowa to nie szlachta, żeby im drzewa genealogiczne odtwarzać. Słowa to kupcy, szybcy i użyteczni, to tu, to tam.
(...) Oto słowa zestarzały się i tłumacz je odmładza, na starych pędach wyrastają nowe. Tłumaczenie więc nie tylko jest przekładem z języka na język i z kultury na kulturę, lecz także przypomina rodzaj techniki ogrodniczej polegającej na odcięciu od rośliny odnogi i zaszczepieniu jej w inną roślinę, gdzie puszcza nowe pędy, nabiera nowych sił i staje się pełnoprawną gałęzią.
Ascherbachów pociąga swoiste wyzwanie – wyszlifować słowo tak, żeby można było przez nie wyraźnie widzieć.
Jemu samemu, którego ułomne gardło nie było w stanie wydać żadnego dźwięku, wydawało się, że w słowach leży wszelka ludzka moc. Traktował więc słowa bardzo poważnie i z prawdziwym szacunkiem, zupełnie jakby w swej realności równe były rzeczom. Albo nawet jeszcze poważniej: jakby były czymś więcej niż rzeczami, które określają. Bo przecież samą rzecz ogranicza w końcu jej materialność i konkretność, a słowo jest jej czarodziejskim odbiciem (...). Dla niego słowa były duszami rzeczy; poprzez owe dusze rzeczy kontaktują się z nami. Znając słowo - zna się rzecz. Wypowiadając słowo - ma się władzę nad rzeczą. Kiedy układa się i wiąże słowa z innymi słowami - tworzy się nowe układy rzeczy, tworzy się świat. Kiedy się kształtuje słowa, zabarwiając je uczuciem, naznaczając barwami nastroju, przydając im znaczeń, brzmień, muzyki - kształtuje się wszystko, co istnieje.
Przesuwać słowa jak żetony, którymi obstawia się numery w ruletce. Może tym razem się uda? Może się wygra?
W istocie świat składa się ze słów, które raz powiedziane, roszczą sobie odtąd pretensje do wszelkiego porządku i wszystko wydaje się dziać pod ich dyktando, wszystko im podlega. Działa każde najpospolitsze przekleństwo, każde wypowiedziane słowo.
Słowa są jak jaszczurki, potrafią uciec z każdego zamknięcia.
Najsilniejszym mięśniem człowieka jest język.
Mówienie szkodziło, siało zamęt i rozwadniało oczywistości. Z mówieniem pojawiał się we mnie jakiś dygot. Nie sądzę, żebym w życiu powiedziała coś naprawdę ważnego. Na najważniejsze rzeczy i tak brakuje słów.
W ciele człowieka słowo pęka na dwoje, na substancję i istotę. Gdy ta pierwsza znika, druga, pozostając bez kształtu, daje się wchłonąć tkankom ciała, jako że istota nieustannie poszukuje materialnego nośnika; nawet jeśli ma się to stać przyczyną wielu nieszczęść.
Słowa wyrastają na rzeczach i dopiero wtedy są dojrzałe w sens, gotowe do wypowiedzenia, gdy rosną w krajobrazie. Wtedy można się nimi bawić jak dojrzałym jabłkiem, obwąchiwać je i smakować, lizać po wierzchu, a potem z trzaskiem przełamywać na pół i badać wstydliwie soczyste wnętrze. Takie słowa nigdy nie umrą, bo potrafią uruchamiać inne swoje znaczenia, rosnąć w stronę świata; chyba że umrze cały język.