"Widzieć ogrody Tantala w Homerze", "oglądać wojny napoleońskie w Tołstoju", "leczyć się z gruźlicy w Mannie", " polować na wieloryby w Melville'u", " być nieszczęśliwym kochankiem w Prusie" - to chyba najbardziej lakoniczne, a jednocześnie jakże trafne ujęcie tego, co wyprawia z nami literatura.
Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie, tymczasem żyją w innych, jak ci Chińczycy, o których pisał Kircher. A są i tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach.
Nie ma książek niepolitycznych.
Tak, jesteśmy tu po to, żeby czytać.
Świat jest dla człowieka zbyt duży i literatura powstała zapewne po to, żeby krok po kroku "łyżeczkami do herbaty" odmierzać jego ogrom w słowach.
Literatura, tworząc światy o zdumiewającym ontologicznym statusie, wyprowadza nas poza siebie samych i pozwala uczestniczyć w doświadczeniu, które inaczej nie byłoby nam dane.
Dotychczas psychologowie ustalili, że umiejętność owocnego czytania jest jedną z oznak zdrowia psychicznego. Owocnego - to znaczy połączonego z rozumieniem i przeżywaniem tego, co się czyta. W chwilach wzburzenia, stresu, nie czytamy. Ludzie cierpiący na przychozy niemal zupełnie tracą tę umiejętność. Czytanie jest więc przywilejem zdrowego, zrównoważonego umysłu.
Każdy, kto kiedykolwiek próbował pisać powieści, wie, jakie to ciężkie zajęcie, to niewątpliwie jeden z najgorszych sposobów samozatrudnienia. Trzeba cały czas pozostawać w sobie, w jednoosobowej celi, w całkowitej samotności. To kontrolowana psychoza, paranoja z obsesją zaprzęgnięte do pracy, dlatego pozbawione piór, tiurniur i weneckich masek, z których je znamy, a przebrane raczej w rzeźnicze fartuchy i gumiaki, z nożem do patroszenia w ręku. Widzi się z tej pisarskiej piwnicy zaledwie nogi przechodniów, słyszy się stuk obcasów.
Literatura jest jakimś usankcjonowanym, zwolnionym od etyki, społecznie aprobowanym i podziwianym kłamstwem.
Bardzo mi się podoba traktowanie czytania książek jako braterskiego i siostrzanego obowiązku moralnego wobec bliźnich.
Czytanie dobrej powieści sprawia przyjemność i radość. Może chodzi tu o szczególny rodzaj podglądactwa - bezkarnego śledzenia ludzi, podążania za nimi krok w krok, zaglądania w ich myśli, osądzania i jednocześnie pozostawania w cieniu. Daje więc moc, o której próżno by marzyć w rzeczywistości, moc nieco demoniczną - niemego osądzającego świadka wydarzeń.
Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie.
Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia - siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania, smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy, zdumiewać się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami klejonymi w prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu, zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu człowiekowi. Świat jest przez to odkryty i bezpieczny. Okruszki ciasta wysypują się na serwetę, zęby dzwonią leciutko o porcelanę. W ustach zbiera się ślina, bo mądrość jest apetyczna jak drożdżowe ciasto, ożywiająca jak herbata.
Każdy, kogo znam, cierpi na syndrom oszusta. Tylko słaby pisarz uważa, że jest dobry. Stephen King nie może się od tego uwolnić, Lee Child również. Jeśli zaczniesz myśleć, że jesteś już w czymś dostatecznie dobry, to stracisz swój zapał.
Bywają momenty, że książka pisze się sama – i to cudowne uczucie. Są jednak takie, kiedy jest pod górkę i napisanie jednego zdania wydaje się mozolnym zdobywaniem Everestu.
(...) uwielbiam seriale i filmy, ale ostatecznie to jedynie zwykłe drogi do fikcyjnego świata. Literatura stanowi prowadzącą do niego autostradę.
Po jednym złym rozdziale nie zamyka się książki, tylko przewraca stronę.
Weź jakąkolwiek dobrą książkę do ręki i masz wehikuł. Czas wokół się zatrzymuje, u ciebie biegnie inaczej. A jak wychodzisz z tej machiny, okazuje się że na zewnątrz nie zmieniło się nic. I jednocześnie zmieniło się wszystko.
- Z dwojga złego wolę książki-zadeklarowała Joanna
- Bo w filmie oglądam, jak wygląda strach widziany czyimiś oczami. W powieści patrzę na swój własny.