Nie jestem przeciwnikiem seriali, jeśli są robione artystycznie, a nie są papką, którą widz ogląda, bo akurat w tym czasie, razem z aktorami je zupę i w których dominują dialogi: „Ile słodzisz”? „Trzy łyżeczki”. W czymś takim nie chcę grać!
W filmie pokazuje się to, co się już potrafi, ale za to w sekundę można zarejestrować rzeczy magiczne. W teatrze jest to niemożliwe. Cieszyłabym się, gdybym nie musiała rezygnować ani z filmu, ani z teatru. To dwie kompletnie różne przygody i obie fascynujące.
Uważam, że dobry film - obojętne, w jakim gatunku, czy o jakiej tematyce - powinien sprawić, że chcesz coś zmienić w swoim życiu, jesteś tym poruszony. Takie filmy chcę robić.
Filmy wielkich studiów to biznes. Dlatego w Hollywood nie chcą się bawić w żadną tajemnicę, nie chcą ryzykować. Swoich aktorów kreują na gwiazdy, które ciągle robią to samo. Aktorzy są produktami do kupienia, a kupując produkt, ludzie muszą wiedzieć, co to jest. Ja nie nadaję się na gwiazdę, rzadko więc pojawiam się w hitach.
Miałem wtedy chyba 15 lat. To były letnie wakacje. Dla rodzica /matki Keanu/ to było pytanie: co zrobię z dzieckiem podczas wakacji? Wiem - zrobię go asystentem producenta filmowego! [...] Patrzyłem na sposoby, patrzyłem na aktorów, zobaczyłem jak naprawdę działa plan filmowy, oglądałem skrypty scen, patrzyłem na generator, światła, na przerwy obiadowe.
Prawda jest taka, że nikt nie pamięta większości filmów zarabiających pieniądze, a ja nie jestem zainteresowany udziałem w filmach, o których nikt nie pamięta.
Film to fikcja, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Aktor zaś często wciela się w krańcowo różne postacie. Dla mnie tego rodzaju role stanowią spełnienie fantazji.
Kocham to. Nic nie robi na mnie takiego wrażenia jak kino. Poza tym dzięki filmom mogę obserwować, jak się zmieniam. Jest coś urzekającego w tym, że jestem utrwalony na taśmie i że kiedy będę starszy, będę mógł na to patrzeć i opowiadać o swoich doświadczeniach.
Lubię w filmie to, że może być dziwny, klasyczny, normalny, romantyczny. Kino jest dla mnie najbardziej uniwersalną rzeczą.
Oczywiście, Kill Bill jest filmem pełnym przemocy. Jednak jest to film Tarantino. Nie idzesz zobaczyć Mettaliki po to aby kazać skurczybykom ściszyć muzykę.
Tytuł jest dla mnie integralną częścią filmu, nie chodzi tylko o to, jak wygląda na plakacie.
Oglądałem wszystko, najchętniej krwawe kino klasy B. Nagle w ręce wpadła mi kaseta z filmem Briana de Palmy Człowiek z blizną. Obejrzałem go kilka razy i już wiedziałem, jak zrobić własny film.
Jestem wielbicielem gatunków: wszystkiego, od spaghetti westernów po filmy o samurajach.
Do realizacji, do kręcenia zdjęć nie podchodzę jak do procesu technicznego, ja się w to wszystko rzucam głową naprzód, raz się zajmuję tym, raz tamtym, w jednym momencie patrzę na obraz, chwilę później pracuję nad dźwiękiem – film postrzegam jako całość, wszystkie te drobne kawałeczki nagle składają się w jedną wielką konstrukcję pod nazwą Kill Bill. Uwielbiam, kiedy coś takiego dzieje się na moich oczach.
Jest coś fascynującego w pracy techników. Czasami, pomiędzy jednym a drugim ujęciem, siadałem gdzieś z boku i przyglądałem się, jak ustawiają oświetlenie, mikrofony i cały ten sprzęt. Lubię ludzi, którzy przykładają się do swojej roboty i dobrze ją wykonują.
Z każdej wyprawy do kina, mimo całej czujności, wracam głupszy i gorszy.
Zawsze nienawidziłem tego przeklętego Jamesa Bonda. Chciałem go zabić.
Nigdy nie miałem niechęci do Bonda jak niektórzy sądzili. Tworzenie charakteru jak ten wymaga specyficznej pracy warsztatowej. Wobec tego naturalne jest szukanie innych ról.
Kocham każdy aspekt tworzenia filmów i zdaje się, że poświęciłem temu życie.