Polskie seriale pokazują rzeczywistość trochę tak, jak komedie romantyczne – by była jak najłatwiejsza do strawienia. Wśród twórców i producentów panuje poczucie, że ludzie nie chcą podejmować żadnego intelektualnego wysiłku (…) że aktorzy nie mogą szybko mówić, bo polski widz nie nadąży.
Próbujemy w jakiś sposób żeby polskie kino łączyło się z Europejskim. I żeby było częścią kina Europejskiego.
Polska szkoła filmowa to wojenny temat i neorealistyczna forma. Fascynowaliśmy się włoskim neorealizmem. To było coś nowego: zdjęcia plenerowe, przy naturalnym oświetleniu. Nie znosiliśmy filmów przedwojennych, kręconych w atelier, jak Pani minister tańczy czy Dodek na froncie. Nigdy wcześniej kino w obrębie kultury narodowej nie było tak ważne. Nosiło na sobie ciężar utrzymania tożsamości narodowej.
Jest bardzo wielu zdolnych i to nie jest problem naszej kinematografii. Istotne są dwie rzeczy. Po pierwsze nasze kino – Polskiej Szkoły Filmowej – wspierała literatura. Robiliśmy filmy na ten sam temat, czy na podstawie tych samych utworów literackich. Dzisiaj to się trochę rozmija. Z drugiej strony kinematografia przestała być kinematografią zawodową, a stała się obszarem natchnionych, zdolnych młodych twórców, którym z kolei za mało pomagają ci, którzy naprawdę potrafią robić filmy.