To wciąż jedyne miejsce, w którym jest czas na doskonalenie siebie. W szybkich produkcjach filmowych aktor najczęściej powiela się, nie ryzykuje, bo nie ma czasu. Sprzedaje to, co już kiedyś się sprawdziło. Handluje sobą.
Dzisiaj próba kreacji rzeczywistości, a co za tym idzie kreacja aktorska, uchodzi za mało atrakcyjną. Widać to wyraźnie w filmach amerykańskich. Obsadza się ludzi, którzy nie kreują postaci, oni po prostu tacy są, więc pasują do danej roli.
Niektórzy mówią, że kamera nigdy nie kłamie. A ja mówię: oczywiście, że kłamie. I właśnie po to jest! W teatrze to niemożliwe. Nie można wyjść na scenę i udawać dobrego aktora. Każdy idiota zobaczy to w ciągu pięciu sekund. A kino bardzo często robi z nas idiotów. Po to właśnie istnieje.
Czasem, grając z kimś, trzeba samemu produkować emocje, intencje, żeby wszystko stało się jasne, czytelne, a czasami partner daje tyle, że to wszystko się odbywa mimochodem. Dlatego nam bardzo łatwo się ze sobą grało.
Wiadomo, że w tej branży nie wystarczy talent, trzeba mieć szczęście, wyrabiać kontakty, poznawać się z ludźmi.
Czym mniej o mnie wiesz tym łatwiej Cię przekonać że jestem charakterem z ekranu. To pozwala publiczności przyjść do kina i uwierzyć że jestem tą osobą.
Zawsze nienawidziłem tego przeklętego Jamesa Bonda. Chciałem go zabić.
Nigdy nie miałem niechęci do Bonda jak niektórzy sądzili. Tworzenie charakteru jak ten wymaga specyficznej pracy warsztatowej. Wobec tego naturalne jest szukanie innych ról.
Sean Connery zdefiniował i ustalił charakter [Jamesa Bonda]. Zrobił coś niesamowitego z tą rolą. Był zły, seksowny, zwierzący i stylowy, i to dzięki niemu jestem dzisiaj tutaj. Chciałem uznania Seanna Connerego - i przesłał mi wiadomości ze swoim wsparciem co znaczyło dla mnie wiele.
Lubię grać w filmach akcji, ale gdy głównymi bohaterkami są w nich kobiety, mają one na ogół mało wspólnego z rzeczywistością. Najczęściej to jakieś męskie fantazje. W scenariuszu „Salt” znalazłam jednak prawdziwy dramat, Evelyn Salt to dobrze skrojona postać. Myślę, że „Salt” to doskonały film dla kobiet.
Zbyszek Cybulski przyjechał w dniu rozpoczęcia zdjęć do filmu Popiół i diament o siódmej rano i natychmiast udał się do garderoby. Zobaczyłem go, kiedy wychodził szybkim, zdecydowanym krokiem, a za nim biegły dwie panie od kostiumów i wołały zrozpaczone:
– Panie reżyserze, on nie chce się przebrać!
Rzeczywiście Zbyszek ubrany był tak jak zawsze w ciągu wielu lat naszej znajomości: dżinsy, zielona wojskowa kurtka, przez ramię przewieszony wojskowy chlebak, sznurowane trzewiki.(...)
Czyż jako reżyser mogłem nie zrozumieć tego wyzwania?