Z pomnika, wzniesionego za najeźdzcy zgodą,
Mickiewicz zamyślony patrzał na Warszawę.
Ujrzał łunę nad miastem i więzienne kraty,
Okrucieństwa nie znane ludzkiej wyobraźni
I slyszał, kiedy cichły moskiewskie armaty,
Ażeby swym milczeniem dopomóc tej kaźni.
Największa trudność z komedią polega na formie, którą narzuca wiersz. Widziałem kilka dobrych przedstawień fredrowskich granych prozą (…). Nawet Mickiewicz w Panu Tadeuszu nie posługuje się polszczyzną tak doskonale jak Fredro. Hrabia ma wyrafinowane poczucie humoru, wyostrzony słuch na żarty słowne i oko – na sytuacyjne. Śluby panieńskie to czysta muzyka. Jeśli przy zachowania podziałów metrycznych aktorom udaje się rozmawiać tak jak dzisiaj, oznacza to zwycięstwo w najpiękniejszym stylu. Jeśli nie – mamy sukces tylko u głuchych.
Razem z Goździkiem zaczęliśmy burzyć ten spokój, organizując wiece. Powtarzaliśmy: „Nie bójcie się wrogów, mogą was tylko zabić. Nie bójcie się przyjaciół, mogą was tylko zdradzić. Ale bójcie się ludzi obojętnych, bo za ich milczącą zgodą dzieje się zbrodnia, krzywda, zło.”
Dla narodu „żyć w godności” tyle oznacza, co uznać na serio, że naród może zginąć tylko z własnej bezwoli, że nie może – pod pretekstem, iż jest małoliczny, osłabiony, zewnętrzną siłą zniewolony – wyrzekać się swojej woli bycia dla siebie podmiotem; że uprawnienie narodu do bycia sobą nie przedawnia się, chyba za jego zgodą.
Był wyjątkowy, bo nikt nie miał takiego doświadczenia politycznego wynikającego z zaufania, którym był obdarzony przez różnych ludzi, reprezentujących przecież różne poglądy – a przede wszystkim przez wyborców, którzy wybierali go do Senatu Rzeczypospolitej, do Sejmu, na prezydenta Warszawy i wreszcie na prezydenta Rzeczypospolitej. Cieszył się po prostu ogromnym zaufaniem społecznym, bo sobie na to zaufanie zapracował. Można więc śmiało powiedzieć, że zapracował sobie swoją służbą dla ojczyzny także i na to upamiętnienie.
A czemu ważne, że jest? Dlatego że zginęli Polacy, zginęli razem w służbie publicznej – i Polska nie może o nich nie pamiętać. Bo ludzie muszą wiedzieć, że kto ginie w służbie publicznej, ten jest upamiętniony po to, żeby byli także następni, którzy do służby publicznej pójdą i będą jej oddani. Będą służyli Rzeczypospolitej w przekonaniu, że warto, i że to przekonanie – że warto i że jest to zaszczyt – będą miały także ich rodziny i ich najbliżsi. Bo wtedy takie ryzyko jest w jakimś sensie wkalkulowane w koszt służby, choć oczywiście każdy ma nadzieję, że do tragedii nigdy nie dojdzie.
Jerzemu Kalinie jestem ogromnie wdzięczny. Pamiętam instalację, o której niewiele się mówiło, a którą – by właśnie upamiętnić tragedię smoleńską – kilka lat temu stworzył w Krakowie pod Wawelem. Odsłonił ją wtedy w obecności pani mecenas Marty Kaczyńskiej.
Zrobił dla Polski rzeczy wielkie. I to także dzięki niemu, dzięki jego pracy, jego programowi, przekonaniom, które niestrudzenie starał się wcielać w życie, realizować swoją wizję wolnej Polski – ta Polska jest dzisiaj coraz silniejsza, coraz bezpieczniejsza. Bo my dzisiaj realizujemy to, o czym on mówił, a czego nie zdążył zrealizować. To, co nam zostawił w testamencie. Choćby właśnie za ten testament ten pomnik – i ta możliwość spojrzenia na plac marsz. Piłsudskiego, na Grób Nieznanego Żołnierza, na ten krzyż upamiętniający pierwszą pielgrzymkę Ojca Świętego do ojczyzny i ten monument – zwyczajnie mu się należy.
Obelisk, który – wierzę w to – stanie się w krótkim czasie świętym miejscem dla wszystkich Polaków. Czemu? Bo jest symbolem naszej wspólnoty, bo upamiętnia to, co było wspólnotowe, i że właśnie dla tego, co było wspólne, nasze – oni zginęli. I dlatego on jest nasz, wspólny! Wierzę, że będzie nas jednoczył niezależnie od poglądów, niezależnie od barw politycznych.
Osiem lat temu dotknęła Polskę straszliwa tragedia, najgorsza od II wojny światowej. Nie tylko dlatego, że w katastrofie zginęło po prostu 96 Polaków, ale dlatego, że państwo polskie, że nasza Polska – dopiero co tak niedawno odrodzona po latach zniewolenia, Polska, która wyrwała się zza żelaznej kurtyny – znowu straciła swoją elitę, a w każdym razie dużą jej część. Jakże tragiczny, straszny moment! Najstraszliwszy oczywiście dla rodzin, które straciły ojców, mamy, braci, synów, córki – ale straszliwy dla całej Polski, bo to byli ludzie, którzy tę odrodzoną Polskę budowali i co do których przecież wszyscy mieliśmy nadzieję, że będą ją budowali jeszcze przez długie, długie lata. Bo wielu z nich to byli ludzie, którzy na pewno mieli przed sobą jeszcze lata służby dla Rzeczypospolitej. Czegóż oni mogli jeszcze dokonać!