Staram się być bezkonfliktowy. Tej sztuki nauczyłem się od momentu, kiedy zacząłem reżyserować. Jako aktor byłem trudny i konfliktowy. Z wiekiem człowiek łagodnieje i mądrzeje. Wiele doświadczyłem w teatrze i znam życie. Jednak byłem też szczęściarzem, który miał swoich mistrzów. Mogłem ich podglądać, ścigać się z nimi i wysysać z nich, co najlepsze. Dziś młodzi, często bezczelnie, sami uważają się za mistrzów. A nie daj Bóg, jak 30-latek osiągnie tzw. sukces. Na tym poprzestaje i zaczyna się zjadanie własnego ogona.
Uprawiam zawód, który jest permanentnym niespełnieniem. Chwile euforyczne przeplatają się z momentami zwątpień i depresji. Nie mogę powiedzieć, że nie mam satysfakcji z tego, co zrobiłem, ale człowiekiem sukcesu się nie czuję. Mogę się uważać za szczęściarza. Udało mi się zrealizować – lepiej lub gorzej – wiele marzeń artystycznych.
Bez próżnowania nie ma prawdziwego szczęścia.
Czy utopia wolnego rynku doprowadziła ludzkość do pełnego szczęścia? Połowa bogactwa świata należy dziś do wielkich koncernów kontrolowanych przez kilkaset rodzin. Wciąż powiększa się dysproporcja między bogatymi i biednymi.
Ja i tak jestem cierpliwy, że wytrzymałem tam wczoraj i Morozowski nie dostał w papę, za przeproszeniem, za to, co zrobił. Bo powinien był dostać za to proszę państwa. To jest po prostu takie chamskie zachowanie. Naprawdę chamskie zachowanie. Ale ja na chamstwo chamstwem nie odpowiadam, tylko kulturą i kulturalnie wytrzymałem.
Dla nas ogromnie ważne jest sprawdzenie się także w okresach trudniejszych. Te wszystkie osoby, które znalazły się w kierownictwie partii, mają tego rodzaju doświadczenie. To nie jest tak, że można być naszej partii, w kierownictwie, tylko na zasadzie, że się jest chwalonym, lubianym, a ci inni to są be, a ja to jestem dobry... Trzeba przejść troszkę przez ogień. Kilka razy mocno po głowie dostać.
Gdyby rozwój gospodarki i życie ludzi zależało od wykrzyczanych słów i obelg, to Rzeczpospolita byłaby najbogatszym państwem na świecie, a Polacy pełni byliby poczucia szczęścia i nadziei. Gdyby tę złość i nienawiść można było przerobić na węglowodory, to ropę i gaz eksportowalibyśmy do Rosji.
Miałem w życiu dużo szczęścia. Szczęście jest wtedy, gdy w tym miejscu i czasie, gdzie życie człowieka się rozgrywa, dużo się dzieje. Nie miałem marzeń uczestniczyć w polityce, ale tak się złożyło.
Był cień, który biegł koło mnie - to wyprzedzał mnie, to zostawał w tyle. Cieniów takich było mnóstwo, cienie te otaczały mnie zawsze, cienie nieodstępne, chodzące krok w krok, śledzące mnie i przedrzeźniające. Czy na polu bitew, czy w spokojnej pracy w Belwederze, czy w pieszczotach dziecka - cień ten nieodstępny koło mnie ścigał mnie i prześladował. Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swą brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nieszczędzący mi niczego, co szczędzić trzeba - rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi, śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie; ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny druh, ubrany w chorągiewki różnych typów i kolorów - to obcego, to swego państwa, krzyczący frazesy, wykrzywiający potworną gębę, wymyślający jakieś niesłychane historie; ten karzeł był moim nieodstępnym druhem, nieodstępnym towarzyszem doli i niedoli, szczęścia i nie-szczęścia, zwycięstwa i klęski. (...) Ta szajka, ta banda, która czepiała się mego honoru, tu zechciała szukać krwi. Prezydent nasz zamordowany został po burdach ulicznych obniżających wartości pracy reprezentacyjnej, przez tych samych ludzi, którzy ongiś w stosunku do pierwszego reprezentanta, wolnym aktem wybranego, tyle brudu, tyle potwornej, niskiej nienawiści wykazali. Teraz spełnili zbrodnię.
W Warszawie krąży powiedzenie, iż prezydenci RP nie mają szczęścia, ponieważ jednego zastrzelono jak psa, drugiego wypędzono jak psa, trzeci słucha jak pies.