Przystojny i przepięknie zbudowany wydawał się ideałem ludzkiej doskonałości.

Przystojny i przepięknie zbudowany wydawał się ideałem ludzkiej doskonałości.
Łączność w wojsku podczas wojennych wypadków jest taką samą bronią jak armata, karabin maszynowy, jak kuchnia polowa, jak wóz amunicyjny kompanji.(...) Bez łączności bowiem niema i być nie może skoordynowanej pracy wojska, niema złączenia wysiłków krwawych żołnierza dla odniesienia zwycięstwa i krew ludzka leje się darmo, leje się niepotrzebnie, tak jak w jakiejś awanturze karczemnej bezcelowe i bez żadnej korzyści dla celu postawionego wojska szukania zwycięstwa nad nieprzyjacielem. Dlatego też powtarzać zawsze będę, że lepsza jest dobra łączność niż armata, niż karabin maszynowy, niż kuchnia polowa i wóz amunicyjny. Moje określenie, które stale przy grach wojennych powtarzam jest, że wojsko bez pracy nad łącznością staje się zwyczajną dziewką publiczną, szukającą awantur miłosnych po różnych lasach i pagórkach, bez żadnej korzyści dla wojny oprócz zadowolenia rozdziwaczonej pindy.[...] W doświadczeniu z ubiegłej wojny, gdzie byłem zwycięskim Naczelnym Wodzem, wyniosłem smutne wrażenia, że wojska, któremu dowodziłem nie tylko nie robiły i nie czyniły łączności, ale starannie od niej uciekały, tak jakgdyby się lubowały w stanie owej ladacznicy z rozdziwaczonym organem płciowym.[...] Wszystkie doświadczenia wojny z początku 1914 roku, które przestudjowałem, wskazują wyraźnie i jasno, że jazda nie uważała nigdy za stosowne trzymać łączność z kimkolwiek na świecie oprócz sama z sobą, była zatem ideałem wymarzonym tej dziewki publicznej, czyniącej awantury miłosne po różnych kątach bez celu i potrzeby. Wobec tego zaś, że nasza jazda jak dotąd za najwyższą tradycję uważa byłą jazdę rosyjską, która była najwybitniejszą przedstawicielką tego kurwiarskiego kierunku, [...] będę więc musiał obmyślić prawdę o łączności dla jazdy zupełnie ad hoc, zupełnie specjalnie, bez łączenia jej z prawdą o łączności w reszcie wojsk.
Chciałem grać, byłem jednak zawsze przekonany że aktorzy muszą być przystojni. To wzięło się z czasów kiedy Errol Flynn był moim idolem. Wyszedłem z kina i byłem zaskoczony kiedy spojrzałem w lustro i nie zobaczyłem Flynna chociaż czyłem się nim.
Zajmowałam się zawsze sobą, świat nie bardzo mnie pociągał, wydawał się szary i ponury. Po za tym czułam, że świat mnie nie chce i nagle jakby się przede mną otworzył, ludzie zaczeli się do mnie uśmiechać, okazywać mi sympatie.
Robert od początku wydawał mi się sympatycznym mężczyzną, ale fascynacja nie przyszła od razu. Najpierw spotkaliśmy się na obozie przed rozpoczęciem studiów na AWF, we wrześniu. Tam jeszcze nie wydarzyło się nic specjalnego. W październiku, kiedy zaczął się rok akademicki, oboje - jako profesjonaliści - mogliśmy wybrać sobie dowolną grupę, żeby zgrać zajęcia z treningami. Tak się złożyło, że wybraliśmy z Robertem tę samą. No i zaiskrzyło.
Osiągnąłem cel, który wydawał się niemożliwy nawet do wyobrażenia. Jestem niesamowicie dumny, że podążając śladami legendy Gerda Muellera, piszę historię Bayernu i jestem częścią opowieści, którą fani będą przekazywać swoim dzieciom.