Pieniądze nie rosną na drzewach ani nie znajduje się ich pod ziemią, jak wiele osób sądzi. W przeszłym systemie było wiele przywilejów, rozdawanych w latach 80. Władza usiłowała się przypodobać, władza stanu wojennego.

Pieniądze nie rosną na drzewach ani nie znajduje się ich pod ziemią, jak wiele osób sądzi. W przeszłym systemie było wiele przywilejów, rozdawanych w latach 80. Władza usiłowała się przypodobać, władza stanu wojennego.
Kruszcowa forma naturalna złota pozostaje powszechną formą ekwiwalentną wszystkich towarów, bezpośrednim społecznym ucieleśnieniem wszelkiej pracy ludzkiej. Pęd do tworzenia skarbów z natury nie zna granic. Ze względu na swą jakość, czyli formę, pieniądz nie zna granic, tzn. jest ogólnym przedstawicielem materialnego bogactwa, ponieważ jest bezpośrednio wymienialny na każdy towar. Ale jednocześnie każda rzeczywista suma pieniędzy jest ilościowo ograniczona, ma więc tylko ograniczoną siłę nabywczą. Ta sprzeczność między granicą ilościową a brakiem jakościowych granic pieniądza popycha wciąż zbieracza skarbu do syzyfowej pracy gromadzenia. Dzieje się z nim tak jak ze zdobywcą świata, który za każdym nowym podbojem zdobywa tylko nową granicę.
W samym stosunku wymiennym towarów ich wartość wymienna ukazała się nam jako coś zgoła niezależnego od ich wartości użytkowych. Jeżeli więc istotnie abstrahujemy od wartości użytkowej produktów pracy, otrzymujemy ich wartość, zgodnie z podanym właśnie określeniem. To wspólne, co znajduje wyraz w stosunku wymiennym, czyli w wartości wymiennej towarów, jest więc ich wartością.
Hostia, rzecz najwyższa znajduje się w niezliczonych kościołach; wprawdzie Chrystus jest w niej przemieniony w jednostkową obecność, ale jest to obecność li tylko ogólna, a nie ta ostateczna w konkretnym miejscu w przestrzeni. Ta obecność przeminęła wprawdzie w czasie, ale jako przestrzenna i w przestrzeni konkretna istnieje ona nadal jako doczesna. Otóż ta doczesność [czyli ziemia święta] jest właśnie tym, czego brak chrześcijaństwu, tym, co musi ono jeszcze zdobyć.
Powinien istnieć elastyczny rynek pracy, nie za duża ochrona przez zwolnieniami, by przedsiębiorstwa chciały zatrudniać. Najlepiej, żeby nie było płacy minimalnej lub przynajmniej by nie była zbyt wysoka, gdyż wówczas część najniżej kwalifikowanych pracowników nie znajduje pracy. I oczywiście jak najmniejsze obciążenia podatkowe i regulacyjne, które mogłyby zniechęcać pracodawców do tworzenia miejsc pracy.
W ZUS są tylko zapisy ewidencyjne, a nie realne pieniądze.
Pytałem decydentów MFW, jakie mają dowody na to, że ich neoliberalna polityka jest właściwa. Odpowiadali, że nie potrzebują dowodów. Wyglądało to tak, jakby chodziło im nie o politykę, lecz o religię. Ale to tylko część odpowiedzi. Forsowali taką politykę także dlatego, że chciało jej Wall Street. Niestabilność, kryzysy, łączenie firm, dzielenie firm to raj dla sektora finansowego, który robi na tym ogromne pieniądze.
Jak zobaczymy za chwilę w felietonie zasadnicze pytanie brzmi: czy powinniśmy dalej co roku przekazywać do OFE tysiąc złotych przeciętnie na każdą osobę pracującą w Polsce, po to, aby OFE z powrotem pożyczały te pieniądze państwu, aby państwo je wydawało na bieżące emerytury, po drodze zwiększając drastycznie zadłużenie Polski, że jest to najbardziej bezsensowny wydatek w całym budżecie. I dlatego rząd chce skończyć z tym procederem, przekazując te środki na indywidualne konta emerytalne.
„Gazeta Wyborcza” też napisała, że byłem cztery razy w Urugwaju, aby brać pieniądze od polonijnego działacza Jana Kobylańskiego (...) A co to, nie wolno już do Urugwaju jeździć? Czy „Gazeta Wyborcza” jakiś zakaz wydała?
Nie każdy, kto ma pieniądze, jest złodziejem! Musimy pomagać ludziom, którzy tworzą miejsca pracy.
Jedzenie bobu jest zbrodnią, którą da się porównać ze zjadaniem głów własnych rodziców.