Mama do 1947 roku pracowała w Naczelnym Komitecie Wykonawczym Stronnictwa Ludowego jako sekretarka pewnego działacza ludowego. W każdym razie obracała się w kręgach ludowych. Była bardzo młodziutka, kiedy się spotkali z ojcem na jakimś zebraniu – urodziła się w 1925 roku. Po wojnie studiowała na UW w tym samym czasie, co ojciec. Była bardzo ładną kobietą, taką promienną – pszenną, niebieskooką blondynką. Wiem, że cieszyła się dużym powodzeniem, szczególnie wśród żydowskich komunistów, ale nie tylko. Konwicki mi kiedyś powiedział: „wszyscy kochaliśmy się w pani mamie”. Stała się komunistką pod wpływem ojca.
Podane w dniu dzisiejszym na stronach internetowych tygodnika Newsweek informacje zawarte w artykule „Proces, który zmienił życie Zbigniewa Ziobry” jakoby kiedyś przed laty chciałbym kupić marihuanę, są tak samo prawdziwe, jak to, że w każdy poniedziałek rano w redakcji Newsweeka autorzy tekstu – panowie Andrzej Stankiewcz i Piotr Śmiłowicz, wspólnie z redaktorem naczelnym – Panem Michałem Koboską molestują seksualnie pięcioletnich chłopców.
Łączność w wojsku podczas wojennych wypadków jest taką samą bronią jak armata, karabin maszynowy, jak kuchnia polowa, jak wóz amunicyjny kompanji.(...) Bez łączności bowiem niema i być nie może skoordynowanej pracy wojska, niema złączenia wysiłków krwawych żołnierza dla odniesienia zwycięstwa i krew ludzka leje się darmo, leje się niepotrzebnie, tak jak w jakiejś awanturze karczemnej bezcelowe i bez żadnej korzyści dla celu postawionego wojska szukania zwycięstwa nad nieprzyjacielem. Dlatego też powtarzać zawsze będę, że lepsza jest dobra łączność niż armata, niż karabin maszynowy, niż kuchnia polowa i wóz amunicyjny. Moje określenie, które stale przy grach wojennych powtarzam jest, że wojsko bez pracy nad łącznością staje się zwyczajną dziewką publiczną, szukającą awantur miłosnych po różnych lasach i pagórkach, bez żadnej korzyści dla wojny oprócz zadowolenia rozdziwaczonej pindy.[...] W doświadczeniu z ubiegłej wojny, gdzie byłem zwycięskim Naczelnym Wodzem, wyniosłem smutne wrażenia, że wojska, któremu dowodziłem nie tylko nie robiły i nie czyniły łączności, ale starannie od niej uciekały, tak jakgdyby się lubowały w stanie owej ladacznicy z rozdziwaczonym organem płciowym.[...] Wszystkie doświadczenia wojny z początku 1914 roku, które przestudjowałem, wskazują wyraźnie i jasno, że jazda nie uważała nigdy za stosowne trzymać łączność z kimkolwiek na świecie oprócz sama z sobą, była zatem ideałem wymarzonym tej dziewki publicznej, czyniącej awantury miłosne po różnych kątach bez celu i potrzeby. Wobec tego zaś, że nasza jazda jak dotąd za najwyższą tradycję uważa byłą jazdę rosyjską, która była najwybitniejszą przedstawicielką tego kurwiarskiego kierunku, [...] będę więc musiał obmyślić prawdę o łączności dla jazdy zupełnie ad hoc, zupełnie specjalnie, bez łączenia jej z prawdą o łączności w reszcie wojsk.
Działalność artystyczna właśnie rozpoczęła się na współpracy z Panią Elżbietą Armatys w Akademii Pana Brzechwy. Miałam osiem lat gdy zapisałam się do tego zespołu. I to co zapamiętałam, i bardzo sobie za to cenię panią Elżbietę, to niezwykła pasja i zapał z jakim pracowała z nami i jaki nam się udzielał. Myślę, że tam po raz pierwszy zetknęłam się z piosenką, tańcem, aktorstwem.
Po śmierci Sikorskiego trwały niekończące się spory między naczelnym wodzem, i premierem, który właściwie był paraliżowany. Także punkt ciężkości przeniósł się do Warszawy, do ludzi którzy znali sytuację na miejscu, ale nie mieli pojęcia o położeniu międzynarodowym. Nie mieli pojęcia o tym, że Polska właściwie już wojnę przegrała.
Miłość jest dziś moją główną podporą. Ja mam w tym związku coraz mniej do powiedzenia. Wszyscy w domu zwracamy się do niej per „pani Kierowniczko”. Nie zawsze tak było. Kiedy ją poznałem, pracowała w Chicago jako barmanka. Chciałem ją ochronić, żeby nie znalazł się jakiś dobry wujek, który obieca jej złote góry, a potem wykorzysta. Traktowałem ją jako swój kwiatuszek trzymany pod kloszem. Dziś te role się odwróciły.
Wychowywaliśmy się z siostrą w bardzo trudnych warunkach. Ojca nie było, mama pracowała też na kopalni, już jako wdowa. To był okres wojny, ojciec zginął w 1917 roku. Bieda była, po prostu była bieda.
Ale żeby była pełna jasność, nie pracowała tam wtedy, kiedy ja tam chodziłem.
Nie komuniści się bali, ale konkurencja. Że żadnej ich książki ludzie już nie kupią, gdy moja wyjdzie. Cztery lata leżała zaaresztowana w Komitecie Centralnym, to był skutek. Komunistów gówno obchodziły narządy płciowe. Ich obchodziło to, że pan Kozakiewicz powiedział, że książka nie może wyjść, a drugi seksuolog, pan Imieliński, to potwierdził. Gdy książka wreszcie trafiła do cenzury, czepiali się, że zdjęcia pozycji są za duże, a były wielkości pocztówki. Zmniejszaliśmy, aż się zrobiły maleńkie jak znaczek pocztowy. Co im zrobiłam mniejszy, to miał być jeszcze mniejszy. I tak na okrągło. W końcu jak już był taki mały, że nie było wiadomo, kto baba, a kto chłop, to mówię do naszego grafika: „Panie, zrób pan chłopa czarnego, babę białą, albo odwrotnie, żeby było widać, czyje nogi, czyje ręce, bo przecież to wszystko razem jest do niczego”. Zrobił i rzeczywiście bardzo czytelne są te rysunki. Więc potem pytali: „Ale dlaczego biała kobieta z Murzynem?” To był największy zarzut. Mózg staje.
Jeśli były jakieś debiuty, które trzeba było sprawdzić, to nad tym pracowała. Może się to wydawać dziwne, ale akurat w tych mistrzostwach miałem wsparcie od żony nie tylko mentalne, ale też stricte szachowe.