I znowu niecelne trafienie.

I znowu niecelne trafienie.
Po 1956 roku nastąpiła eksplozja symbolicznego świętowania polskości, świętowania tradycji. Pamiętam 1 sierpnia 1957 roku: pełno ludzi – może byłych powstańców – w panterkach, furażerkach i beretach, z biało – czerwonymi opaskami na rękawach, tłumy na Powązkach, na mieście nastrój jakby miało znowu wybuchnąć nowe powstanie. Mnie się zdawało, że była to szopka, maskarada. Byłem ślepy i głuchy.
Jak daleko można jeszcze powędrować w szaleństwo? Czy Polska to zawsze będzie dziecięca krucjata prowadzona przez paru cyników grających na bębnach? Właśnie dlatego nie chciałbym, żeby najbardziej szkodliwy mit, najbardziej cyniczne powstańczo-smoleńskie kłamstwo, znowu stał się w Polsce dla kogokolwiek przepustką do władzy.
Moje myśli cisną się ku Tobie, moja nieśmiertelna ukochana, czasem radosne, potem znowu smutne, badając los, pytając, czy nas wysłucha. O Boże, dlaczego trzeba się rozłączać, kiedy się kocha?
Pożegnania – strzały niecelne,
łzy żałości – cekiny srebrne.
Chciałbyś naprawdę? Niech więc tak będzie. Ściągaj łachmany, chłopcze, i bierz te wspaniałości. Radość nie będzie długa, lecz nie straci przez to uroku. Korzystajmy z niej, pokąd można. Później znowu zamienimy szaty, nim nadejdzie ktoś i zacznie mnie nudzić. Po niewielu minutach mały książę Walii przebrał się w dziurawe szmaty Toma, a mały Książę Ubóstwa przyodział świetne monarsze szaty. Obaj zbliżyli się do wielkiego zwierciadła, stanęli ramię w ramię i... o dziwo. Zdawać się mogło, że nie nastąpiła żadna odmiana!
Mamy w kraju ludzi, którzy przychodzą z pracy i są obrażeni, że nazajutrz znowu muszą iść do roboty. Czują żal i zazdrość. Że ktoś coś ma, coś osiągnął. Ile jest w Polsce ludzi, którzy wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia
Neurowie mają scytyjskie zwyczaje.(...) Ci Neurowie wydają się być czarodziejami. Opowiadają bowiem Scytowie i zamieszkali w Scytii Hellenowie, że stale raz do roku każdy z Neurów na kilka dni staje się wilkiem, a potem znowu przybiera dawną postać. Ja wprawdzie w te ich baśnie nie wierzę, niemniej tak oni utrzymują i na to przysięgają.
Biega, krzyczy pan Hilary:
"Gdzie są moje okulary?"
Szuka w spodniach i w surducie,
W prawym bucie, w lewym bucie.
Wszystko w szafach poprzewracał,
Maca szlafrok, palto maca.
"Skandal! - krzyczy - nie do wiary!
Ktoś mi ukradł okulary!"
(...)
Nagle zerknął do lusterka...
Nie chce wierzyć... Znowu zerka.
Znalazł! Są! Okazało się,
Że je ma na własnym nosie.
Oto znowu po nocy dzień się przebudził wesoły,
słońce na stół mój wchodzi, dzikie wino na okno.
otwórz okno szeroko, otwórz ramiona szeroko,
popatrz: jabłko dojrzewa. Dziecko idzie do szkoły.
Przypuszczam, że popularność nie wynika z umiejętności i doświadczenia (oczywiście bardzo dobrze, jeśli te sprawy się na siebie nałożą!). Wydaje mi się, że popularność to sprawa - świadomego czy nieświadomego - jak mawiał mistrz Xawery Dunikowski, "powąchania czasu". Po prostu trafienia na masowe zamówienie publiczności, na określony typ bohatera.