Chciałbym przestać być traktowany jako aktor „konfekcyjny” to znaczy niezdolny do głębszych przeżyć ekranowych.
Pomysł zaproszenia Wojciecha Jaruzelskiego do udziału w uroczystości beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II uważam za doskonały, pod warunkiem że pan prezydent Bronisław Komorowski konsekwentnie zabrałby ze sobą cały komplet zbrodniarzy – sowieckich funkcjonariuszy, którzy ponoszą odpowiedzialność, do tej pory niestety bezkarną, za dziesiątki lat prześladowań Kościoła w Polsce. Prześladowali oni zwykłych wiernych – za to, że byli wierni, i najwyższych pasterzy – za to, że byli dobrymi pasterzami. PRL była krajem, w którym ludzie Kościoła przez władzę byli traktowani jako element wrogi z definicji.
(…) w historii pojawiają się bohaterowie, którzy są, nazwijmy to: sporni. My mamy na przykład Chopina, którego Francuzi uważają za swego. Podobnie Curie-Skłodowska, także jest uważana za rodowitą Francuzkę, a Kopernik jest traktowany przez Niemców jak swój. I wreszcie Janosik, choć to może nie jest zbyt intelektualny przykład, ale ta postać jest jak najbardziej historyczna. Mówiąc, że był Słowakiem odnieślibyśmy to do dzisiejszych granic. Natomiast w tamtym okresie był obywatelem górnych Karpat czyli poddanym cesarza austriackiego. Szczerze mówiąc dla samego Janosika nie miało to żadnego znaczenia jak go w końcu nazwą, ale jeśli mówił w jakimś języku, to z pewnością był to rodzaj języka słowackiego.
Chciałbym odebrać prawo wyborcze wielu osobom, nie tylko kobietom.
Aktor coraz częściej jest dziś błaznem niż prorokiem. Próbuję bronić tego, co w tym zawodzie jest najwspanialsze – możliwości wpływania chociaż przez chwilę na innych, ich dusze, myśli, uczucia. Wolałbym panować nad publicznością, niż żeby ona panowała nade mną.
Chodzę stale do teatru, lecz coraz trudniej mi zakochać się w przedstawieniu. Do niedawna dobrym kryterium była zazdrość. Zastanawiałem się, czy zazdroszczę ludziom na scenie – jako aktor, bo najpierw jestem aktorem. Ale zazdroszczę coraz rzadziej. Może z zarozumialstwa, może ze starości, może ze zmęczenia, a może dlatego, że tak łatwo dziś zyskać aplauz.
Zgadzam się, że aktor Teatru Narodowego nie powinien grać w reklamach. Natomiast nie widzę powodu, dla których wybitni aktorzy innych teatrów mogą to robić bezkarnie i nie są za to pouczani. Nie mam manii prześladowczej, dopiero od trzech tygodni jestem dyrektorem, ale sprawa udziału aktorów w reklamie była przez krytykę traktowana w walce z Narodowym instrumentalnie. (…) to, czy aktor zagra w reklamie, nie ma wielkiego znaczenia dla pracy teatru, znaczenie ma, czy gra w reklamie w czasie przeznaczonym na pracę w teatrze i gra słabo na macierzystej scenie.
Sposób na sukces reżysera to dobrze obsadzić role i patrzeć, jak aktorzy grają. Nie mam wątpliwości, że podmiotem w teatrze jest nie reżyser, a aktor. Ja bardzo lubię jedno i drugie, dlatego łatwo mi wygłaszać takie sądy. Ale dziś za dużo reżyserów przechodzi do historii, zamiast naprawdę reżyserować. Ja to mówię oczywiście pół żartem, pół serio.
Staram się być bezkonfliktowy. Tej sztuki nauczyłem się od momentu, kiedy zacząłem reżyserować. Jako aktor byłem trudny i konfliktowy. Z wiekiem człowiek łagodnieje i mądrzeje. Wiele doświadczyłem w teatrze i znam życie. Jednak byłem też szczęściarzem, który miał swoich mistrzów. Mogłem ich podglądać, ścigać się z nimi i wysysać z nich, co najlepsze. Dziś młodzi, często bezczelnie, sami uważają się za mistrzów. A nie daj Bóg, jak 30-latek osiągnie tzw. sukces. Na tym poprzestaje i zaczyna się zjadanie własnego ogona.
To wciąż jedyne miejsce, w którym jest czas na doskonalenie siebie. W szybkich produkcjach filmowych aktor najczęściej powiela się, nie ryzykuje, bo nie ma czasu. Sprzedaje to, co już kiedyś się sprawdziło. Handluje sobą.
Chciałbym, żeby te wszystkie nasze orły uwierzyły, że mogą mieć obok siebie gniazdo bez konkurencji, że mogą założyć kolonie orłów, a nie panować tylko samodzielnie. Jestem za stadnym funkcjonowaniem, wolałbym, żebyśmy byli stadem wróbli czy jaskółek, ale stadem. Współpraca, lojalność, tego nam brakuje.