Było nas siedmioro. Jeździliśmy po wsiach i miasteczkach, gdzie nie docierały ani teatr, ani kino. To były piękne chwile, kiedy ludzie po występach organizowanych czasami na dworze, zapraszali nas do domów, prosili o dalszą recytację, częstowali. Wtedy zrozumiałem, jak pięknym odbiorą sztuki są prości ludzie, jak doskonałym recenzentem może być polski chłop, czy robotnik. To był mój pierwszy kontakt z widownią. Urzekło mnie to nasze misterium odprawiane na rzecz sztuki.
Miałem dwanaście lat, gdy zostałem sam (…) Okupację przeżyłem w Warszawie. Żyłem tak, jak setki bezdomnych i osieroconych wówczas dzieci. Na Żoliborzu założyłem "teatr na strychu". Lokalizacja tego teatru odpowiadała jego nazwie. Dawaliśmy przedstawienia i organizowaliśmy zawody sportowe. Dochód szedł na PCK.
Jest z gruntu niemoralne zgadzanie się na rolę, gdy istnieją rozbieżności z koncepcją reżysera, z założeniami scenariusza czy postaci.
Przypuszczam, że popularność nie wynika z umiejętności i doświadczenia (oczywiście bardzo dobrze, jeśli te sprawy się na siebie nałożą!). Wydaje mi się, że popularność to sprawa - świadomego czy nieświadomego - jak mawiał mistrz Xawery Dunikowski, "powąchania czasu". Po prostu trafienia na masowe zamówienie publiczności, na określony typ bohatera.
Popularność to obowiązek, pociągający za sobą coraz to surowsze konsekwencje. To odpowiedzialność za siebie i za to, co się robi w sztuce. Do tej odpowiedzialności zmusza kredyt, jaki się ma u publiczności, a to bardzo ciężka sprawa, szczególnie dla osobowości wrażliwych.
Pokazywanie siebie w sposób masochistyczny sprzeczne jest z moim usposobieniem i chyba z prawdziwym aktorstwem. W tworzeniu postaci zaangażowana jest natomiast w pełni wyobraźnia aktora, która ma przecież ścisły związek z tym, w czym on bierze na co dzień udział, co przeżywa — nie w sensie faktów, ale wrażliwości, odczucia.
Grając rolę Maćka Chełmickiego, starałem się odnaleźć ten wspólny mianownik obecnego pokolenia młodzieży, który – pomimo wszystkich różnic – gdzieś jednak istnieje.
BIM-BOM był wszystkim. I matką, i bratem, i naszym nauczycielem. Był naszym chlebem. Czy był teatrem, czy zabawą, snem, czy książką – nie wiem.(...) Gdybym umierał, co brzmi pompatycznie, ale wierz mi, że wszystkie moje filmy i sztuki (...) to wszystko nic – myślałbym tylko o naszym teatrze. Przez BIM-BOM zbliżyłem się do człowieka. Do swego zawodu.
Aktorzy dzielą się na tych, którzy swoją osobowość przemieniają, i na tych, którzy ją utrwalają. Mnie interesuje bardziej aktorstwo z zachowaniem pewnych cech indywidualnych. Zdaję sobie sprawę, że to i trudne, i niebezpieczne.