Piosenki natrętnie moralizatorskie, które wykładają kawę na ławę, nie są dobre. Wolę teksty, które subtelnie skłaniają do myślenia.
Jeśli twórca jednoznacznie się upolitycznia, to w moim mniemaniu traci jedną z bardzo ważnych cech, mianowicie niezależność. Traci własny punkt widzenia na świat.
Jedna z definicji mówi, że pojęcie wolności jest jednocześnie wykładnią, czego robić nie należy.
(...) pamiętam pierwsze chwile po wojnie - jako w jakimś sensie dobre, wszyscy byli podnieceni, czekali, co będzie dalej. W tym naszym domu komorowskim było takie jakby przedszkole. Byłem ja i miałem pięć sióstr, jedną rodzoną, reszta to kuzynki. Babunia mówiła, że jestem babski król.
Róbmy swoje, niejedną jeszcze paranoje przetrzymać przyjdzie robiąc swoje!
Chyba każdy człowiek, który żyje w miarę świadomie, zdaje sobie sprawę, że musi dokonywać wyborów. Coś przyjmuje, a coś innego w tym samym czasie mu umyka.
Okres PRL-u postrzegałem od pewnego momentu jako straszliwie nudny. Wszystko było wówczas z góry przesądzone, przypominało pewien rytuał. Nowa rzeczywistość na pewno jest ciekawsza i – jeśli spojrzeć na nią szeroko – bardziej inspirująca.
Po całej tej transformacji i 20 latach niepodległości mamy bardzo dużo egzemplifikacji społecznej głupoty, podczas gdy gdzieś się zapodziała słynna polska zbiorowa mądrość, która przesądziła o tym, że umieliśmy dokonać takiego przewrotu. Gdzieś się wszystko rozprysło, ale wobec tego tym bardziej trzeba próbować poskładać to z powrotem.
To jest tak, że kiedy jest się młodym, nie zna się wagi różnych spraw, tylko zatyka się nos i skacze na głęboką wodę. Potem przychodzi rozwaga, świadomość ceny, jaką się za wszystko płaci. Tęsknię za tamtą kondycją duchową.
Serce nie sługa. Nie można sobie pewnych rzeczy narzucić. (...) W miłości często rzeczy na pozór drobne nagle zaczynają mieć dużą wagę.
Ktoś bardzo mądrze powiedział, że dopóki życie nas zadziwia, dopóty mamy szansę przeżyć coś ciekawego, nie zapadając się biernie w fotel.
Uważam, że kabaret jest dziś na skandalicznym poziomie. (...) Najbardziej przeraża mnie jednak publiczność, która z tych żenujących żartów rechocze, bo trudno to nazwać śmiechem. Ale cóż, popyt napędza podaż.
Pamiętam, jak moja nauczycielka języka polskiego, u której zdawałem maturę, już wtedy przejawiając zainteresowanie pisaniem i próbując sił w poetyckich formach, mówiła mi: „Wojtek, nie zmarnuj talentu”. Dziś uważam, że posłuchałem jej rady, ale jednocześnie stwierdzam, że talent to zaledwie mały procent, a reszta – ciężka praca.
Od prawie 50 lat zawodowo zajmuję się pisaniem tekstów piosenek. Oczywiście zdarza się, że tekst wyjdzie i ma cechy tekstu poetyckiego, ale ogólnie rzecz biorąc, traktuję mój zawód jako rodzaj rzemiosła, do wykonawcy którego dobrze pasuje sformułowanie „tekściarz”.
Żyjemy w wolnym kraju, ale tyle jest w nim zaszłości zniewolonego umysłu, że potrzeba dwóch, trzech pokoleń, żeby to zmienić.
Sympatyzowałem z Unią Wolności dlatego, że było w niej wielu ludzi, których ceniłem. Miałem wrażenie, że jej rdzeń jest inteligencki, a mnie interesują losy inteligencji. Natomiast nigdy nigdzie się nie zapisałem. Starałem się nie być ani za białymi, ani za czarnymi. Bo kiedy jedni i drudzy zaczynali opowiadać głupstwa, to dzięki swojej niezależności mogłem na to reagować. Jednoznaczna konotacja polityczna zobowiązuje do przymykania oczu, a co gorsza – upraszcza myślenie.
Starają się być małymi skandalistami, a każdy człowiek dobrze wychowany ma granice, których nie przekracza. Oni są nieobliczalni. Nie wiadomo, co zrobią. Dla niektórych to jest interesujące. Dla mnie nie za bardzo. Patrzę na to z zażenowaniem.
Przeraża mnie, że młode pokolenie piosenkarzy i piosenkarek uważa, że wszystko się zaczyna od nich, lekceważąc tradycję i wiele wspaniałych piosenek oraz wykonawców.
Stanisław Dygat, z którym byłem serdecznie zaprzyjaźniony, radził mi, że cenzora trzeba sobie wychować. I ja tak robiłem. Bywało, że szli na rękę. To byli na ogół nieszczęśliwi ludzie. Poza paroma gorliwcami, nikt tego nie robił z zamiłowania. Kiedy dobrze wymyto im mózg, szli do pracy w telewizji lub w prasie.
Stan wojenny zastał mnie w Szwajcarii. Łaziłem nad Renem, układałem sobie fragmenty tekstów w głowie i czekałem na okazję powrotu. Dostałem propozycję, że mogę mieć od zaraz szwajcarski paszport, a rodzinę można ściągnąć przez Czerwony Krzyż. Miałbym z czego żyć, bo mogłem pracować w paryskiej „Kulturze”. Jednak ani przez sekundę nie miałem wątpliwości, że moje miejsce jest w Polsce. Nie chwalę się, że byłem taki dzielny. To nie ja wybrałem Polskę. To Polska wybrała mnie. Nie mógłbym żyć bez polskiego powietrza.