Kto pierwszy wita Armię Czerwoną, ten pierwszy pada pod jej ciosem.
Jedyną wojnę, jaką [Tuchaczewski] toczył z równorzędnym przeciwnikiem - czyli z marszałkiem Piłsudskim w 1920 roku - przegrał z kretesem. Choć miał ambicję podbić całą Europę, musiał uciekać już spod Warszawy. Jedyny swój sukces militarny osiągnął zaś w walce ze zbuntowanymi mużykami z Tambowszczyzny w 1921 roku. Tuchaczewski wydusił gazem całe rosyjskie wioski, mordował zakładników, kobiety i dzieci. Był więc nie tylko fatalnym dowódcą, ale także zbrodniarzem.
Żukow był głupcem i tą głupotą popisywał się na polu bitwy. Przykład? Na froncie leningradzkim wydał kiedyś rozkaz, w którym zapowiedział, że członkowie rodzin żołnierzy schwytanych przez Niemców zostaną wzięci na zakładników i zamordowani. To już nie była zbrodnia. To był idiotyzm. Gdy wiadomość ta dotarła do żołnierzy, natychmiast przestali przekraczać linię frontu. Lotnicy latali od tej pory tylko nad terytorium sowieckim. Nie zapuszczali się na obszary zajęte przez nieprzyjaciela, nie zrzucali na Niemców bomb. Bali się, że zostaną zestrzeleni i dostaną się do niewoli. Podobnie było z patrolami. Żołnierze twierdzili, że zrobili rekonesans poza linią wroga, a w rzeczywistości siedzieli w krzakach i przeczekiwali parę godzin. Kto by chciał, żeby zastrzelono mu matkę? Skutki rozkazu Żukowa był dla Armii Czerwonej opłakane.
Agresor, który stawia sobie zbyt ambitne cele, wchodzi na drogę autodestrukcji. Połykając zbyt dużo, można się udławić.
Gdy słyszę od zachodnich historyków, że kampania fińska była dowodem na słabość armii sowieckiej, odpowiadam: Czy próbowaliście kiedyś forsować gęstą linię leśnych bunkrów i umocnień w trzydziestostopniowym mrozie, w śniegu sięgającym po pachy?
O tym, co [Żukow] wyrabiał podczas II wojny, można by napisać grube tomy. To on wysyłał całe sowieckie dywizje na rzeź. To on stosował "taktykę" polegającą na pędzeniu tysięcy ludzi pod ogień nieprzyjaciela, wierząc, że w ten sposób uda się "nakryć Niemców czapkami". Był to szczyt prymitywizmu. Kości milionów straconych w ten sposób żołnierzy Armii Czerwonej zalegają do dziś w rosyjskich lasach.
Taktyka to najprostsza z nauk. Wystarczy tylko postawić się na miejscu przeciwnika i pomyśleć, jakiego postępowania się po nas spodziewa. A potem zrobić dokładnie na odwrót. Ot i cała taktyka.
...nie są tak głupi, żeby od razu aresztować szpiega. Szpieg znajduje się na naszym terytorium, skąd uciec nie jest tak łatwo. Należy go zatem "prowadzić" - przez długi czas ostrożnie i z całą uwagą śledzić, żeby odkryć jego powiązania. Potem warto ustawić wszystko tak, żeby szpieg sam nie wiedział, że pracuje na naszą korzyść i wierzył, że wszystko idzie jak po maśle. Prawdziwy szpieg namierzony na naszym terytorium, to rzecz niezwykle cenna. To nasz kanał dezinformacji. Szpiega aresztuje się tylko w ostateczności (..). Nawet jeśli przeciwnik domyśli się, że nakryliśmy jego agenta, który tańczy teraz tak, jak mu zagramy, (...) nie wie kogo zdemaskowaliśmy, a kogo nie, więc musi podejrzewać całą siatkę.