Chodzę w góry po prostu dla gór, dla sportu bo od tego zaczęłam, więc interesują mnie rekordy. Chodzę dla ludzi których tam spotykam, z którymi łączy mnie braterstwo liny, że użyję tego określenia. Chodzę tam ponieważ potrzebne mi jest ryzyko i poczucie niebezpieczeństwa ono nadaje smak życiu; no i jest to okazja do jakiejś twórczości.
Ja się boje prawie stale, po prostu jestem tchórz, i pewnie dzięki temu nie stać mnie na wielkie szaleństwa. Nie podejmę zbyt wielkiego ryzyka, ponieważ się boje.
Nie znalazłam się w sytuacji, w której mogłabym mieć rzeczywiście wyrzuty sumienia.
Moje życie ma wartość dopiero wtedy, kiedy jest takie, jakie chciałabym aby było. Wolałabym nie zmarnować swojego życia, wolę je narażać.
Nigdy nie wątpie w to, że ja wrócę, że zrobię wszystko, żeby żyć.
Mount Everest to był w swoim czasie dla mnie najwyższym szczytem, symbolem czegoś naj. Dla innych również i pewnie dlatego przyniósł mi trochę popularności, stałam się trochę dzieki temu znana. Poprostu pewnie ja symbolizowałam dla innych ludzi możliwość, szansę osiągnięcia czegoś naj. Poprostu myślę że przed tym byłam mniej znana, i nagle do wiadomości publicznej dostała się wiadomość, że Polka weszła na Mount Everest.
Nie należy gór traktować jako ucieczki od ludzi. Ja po prostu tam jeżdżę, bo je pokochałam i to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Góry były dla mnie miejscem spokoju i wolności, czułam się w nich jak w domu. Wkrótce stały się dla mnie wszystkim, bo byłam w nich szczęśliwa.
Czasami myślę, że wspinam się dlatego, aby przekonać się, jak droga jest mi nasza szara codzienność. Wracając poznaję, jak smakuje kubek gorącej herbaty po dniach pragnienia, sen po wielu nieprzespanych nocach, spotkanie z przyjaciółmi po długiej samotności, cisza po godzinach przeżytych w przeraźliwej wichurze.