Był to żywy dźwięk, ale nie glosy, nie oddech. Człowiek nastawiony filozoficznie mógłby go nazwać dźwiękiem dusz. Babcia Dicka Halloranna, dorastająca na drogach Południa w latach poprzedzających przełom stulecia, nazwałaby go wyciem upiorów. Psycholog mógłby wymyśleć długą nazwę - echo psychiczne, psychokineza, zabawa telesmiczna. Ale dla Danny'ego był to jedynie głos hotelu, starego potwora skrzypiącego wciąż dookoła nich, w coraz mniejszej odległości korytarzy cofających się teraz w czasie i przestrzeni, wygłodniałych cieni, ożywionych gości, którzy nie bardzo potrafią spocząć.
Któż może wiedzieć, kiedy życie stanie na rozdrożu i dlaczego?
- Co się stało?! Myra, ci ci jest?!
- Wypadek - powiedziała, i pokazała mu prawą dłoń.
Tyle że prawej dłoni nie było. Jedynie chlustający krwią kikut. Myra uśmiechnęła się słabo.
- Auć - powiedziała.
Nie wierzę, że na tym podłym świecie można być pewnym czegokolwiek.
...kiedy jest się od dawna w związku rodzi się coś jakby telepatia.
Twój tato nie bije cię, ale może to jeszcze gorsze. On po prostu cię nie zauważa. Mógłbyś powiedzieć mu, że idziesz do pieprzonej zawodówki, a wiesz co by zrobił? Przewróciłby kolejną stronę gazety i powiedział: ,,To dobrze, Gordon, idź i zapytaj mamę co będzie na obiad".
Lisey poczekała. Nie zaplanowała sobie, co powie. To się zgadzało z kolejną Zasadą Landona: planujesz przemowę tylko w razie różnicy zdań. Jeśli jesteś wściekły - jak chcesz komuś zrobić drugą dziurę w dupie, jak möwi przysłowie- najlepiej po prostu puścić cugle furii.
Być może, myślała czasem Ruth, pełnię szczęścia można osiągnąć tylko wśród drobnych zaburzeń harmonii: huku roztrzaskiwanego wazonu albo akwarium, rozdzierającego ciszę ryku radości, gdy człowiek właśnie zapada w popołudniową drzemkę, dziecka, które w Halloween napchało się słodyczy, czego konsekwencją jest napad koszmarów sennych bladym świtem pierwszego listopada. W chwilach smutku (...) Ruth czasem myślała o muzułmańskich rzemieślnikach wyrabiających dywany, którzy zawsze celowo popełniali przy pracy błąd, by w ten sposób oddać cześć doskonałemu Bogu, który stworzył ich, istoty omylne. Nieraz przychodziło jej do głowy, że dziecko zapewniłoby taką skazę w gobelinie uczciwego życia - znamię będące wyrazem szacunku dla Stwórcy.
Może być i pakt z diabłem [...]. Tyle tylko, że forsa będzie trochę śmierdziała siarką.
Całkiem możliwe, że wyśmieją moje prace - ale to nie szkodzi, bo mnie się one podobają. Niech się pośmieją, pomruczą i poszepczą, niech się krzywią z niesmakiem albo niech ziewają z nudów, jeśli mają takie życzenie; jak już skończą, wrócę do domu i będę malował dalej.
A co zrobię, kiedy moje obrazy się im spodobają? To samo.
Nie istniał Bóg, nie istniał diabeł, nie istniało współczucie, i wystarczyło to sobie uzmysłowić, żeby wpaść w poważne tarapaty. Od tej pory twoje dni w charakterze poważnego klienta dokonującego nieustających zakupów w jarmarcznym sklepie zwanym Ameryką były policzone.
Tu, w tym pokoju odbędziemy seminarium na temat, kto tu jest dupkiem.
Ale w młodości nie ma nic złego, jeśli tylko potrafisz zrozumieć, że nie możesz dostać wszystkiego naraz.
Louis dobrze wiedział, że stare małżeństwa często odchodzą niemal ręka w rękę, miesiąc, tydzień, nawet dzień po sobie. Zapewne to wstrząs albo może głębokie, skrywane pragnienie dołączenia do partnera, który odszedł (...).
Czy żyli potem długo i szczęśliwie?
Nie. Nikomu to się nie zdarza, bez względu na to, co mówią baśnie. Trafiły się dobre dni, tak jak i wam, no i złe, o których także sami coś niecoś wiecie. Odnosili zwycięstwa i ponosili klęski, co wam też nie jest obce czasami wstydzili się za siebie, wiedząc, że nie stanęli na wysokości zadania, a niekiedy mieli świadomość, że sprostali wymaganiom swego boga. Ogólnie mówiąc, żyli tak, jak potrafili, wszyscy razem i każdy z osobna; jedni dłużej, a drudzy krócej, ale zawsze odważnie i uczciwie, za co ich kocham i wcale się tego nie wstydzę.
Gdy chodzi o ludzkie popapranie i zło, zdaje się, że jakiekolwiek granice przestają istnieć.
Tak daleko dotarłem i tylu zraniłem po drodze, zraniłem lub zabiłem, a jeśli kogoś uratowałem, to chyba przypadkowo, bo nigdy nie zdołałbym uratować własnej duszy, gdybym ją miał.