Kiedy odwracamy się od świata, świat nie znika — znienacka powiedział fizyk. — Gdzie jest myśl, tam jest i okrucieństwo. Chodzą w parze. To trzeba przyjąć, skoro nie można tego zmienić.
Wszyscy są przesądni, choć nie wszyscy o tym wiedzą.
Sztuka pisania wstępów od dawna domaga się indygenatu. Od dawna też oblegała mnie potrzeba zadośćuczynienia temu piśmiennictwu pod zaborem, które milczy o sobie od czterdziestu wieków - w niewoli dzieł, do jakich je przykuto. Kiedyż, jeśli nie w epoce ekumenizacji, to jest wszechracji, należy wreszcie obdarzyć niepodległością ten gatunek szlachetny, kiełznany w powiciu? Liczyłem wszakże na to, że ktoś inny wypełni tę powinność, nie tylko estetycznie zgodną z rozwojowym kierunkiem sztuki, ale moralnie wprost naglącą. Niestety przeliczyłem się. Próżno patrzę i czekam: nikt jakoś nie wyprowadza Wstępopisarstwa z domu niewoli, z kieratu pańszczyźnianych służb. A więc nie ma rady: muszę sam, jakkolwiek z poczucia obowiązku raczej, niż z odruchu serca, pospieszyć z pomocą Introdukcjonistyce - zostać jej wyzwolicielem i akuszerem.
Planeta miała silnie wyrażone pory roku. Przybyli u schyłku lata, a teraz jesień górska, cała w czerwieni i żółci, dogasała już w dolinach, lecz jakby na przekór masom liści, pędzących w pianie górskich potoków, słońce wciąż jeszcze było ciepłe i w bezobłoczne dni przypiekało nawet na tym płaskowyżu. Tylko gęstniejące mgły zwiastowały nadejście śniegu i mrozów. Ale wtedy na planecie nie miało już być nikogo; i owa przyszła, w biel obrócona, doskonała pustka wydała się nagle Pirxowi czymś nad wszystko godnym pożądania.
Podniosłem otwartą buteleczkę do nosa, zamrugałem, wyciskając powiekami łzy z oczu, i zapatrzyłem się w niezwykły widok. Trzymając w uniesionych na wysokość piersi dłoniach powietrze, niczym dzieci bawiące się w szoferów, jezdnią kłusowały kolumny biznesmenów. Od czasu do czasu w zwartych szeregach galopowiczów, przebierających pospiesznie nogami, a od pasa w górę przechylonych do tyłu, jakby wpartych w przepastne fotele, pojawiał się samotny, dymiący samochód. Gdy działanie środka osłabło, obraz zadrgał, wyrównał się i znów widziałem z wysokości błyszczącą rzekę samochodowych dachów, białych, żółtych, szmaragdowych, płynącą majestatycznie przez Manhattan.
Największa perfidia w tym, że c z ę ś ć zbiorowej ułudy jest jawna, można więc naiwnie zakreślić granicę oddzielającą fikcję od rzeczywistości, a ponieważ spontanicznie nikt nie reaguje już na nic - chemicznie ucząc się, kochając, buntując, zapominając - różnica między uczuciem wymanipulowanym i naturalnym przestała istnieć.
Skoro za przeciwników mamy twory martwej ewolucji zapewne apsychiczne, nie możemy rozważać problemu w kategoriach zemsty (...). Byłoby to tym samym, co wymierzyć oceanowi chłostę za to, że zatopił statek i ludzi.
Opuściwszy altanę, jakiś czas przyglądałem się łabędziom. Obok mnie jakiś dziwak rzucał im pocięte kawałki drutu. Powiedziałem, że łabędzie nie jadają tego.
- Nie zależy mi na tym, by go jadły - odparł, kontynuując swą czynność.
- Ale mogą się udławić, byłaby szkoda - rzekłem.
- Nie udławią się, bo drut tonie. Jest cięższy od wody - wyjaśnił rzeczowo.
- Więc po co pan go rzuca?
- Bo lubię karmić łabędzie.
Kiedy człowiek przebywa długo w atmosferze trochę nieczystej, przyzwyczaja się do niej, i dopiero kiedy pojedzie na jakiś Kasprowy Wierch, wtedy zaczyna rozumieć, co to znaczy czyste powietrze. Tak właśnie było dawniej z lekturą "Kultury" paryskiej, a dzisiaj - "Zeszytów Historycznych".
Potem spojrzałem z niesmakiem w okno: brudny śmietnik, ponuro, jesiennie, nawet zima już od nas wyemigrowała i przyjęła obywatelstwo niemieckie.
Jak leżałem obolały po operacji, internista mój (w ramach psychoterapii) opowiedział: leżał człek jakiś w rowie, mając w plecy nóż ogromny wbity, przechodzień pyta „och, czy pana to nie boli?” a on: NUR WENN ICH LACHE! No i faktycznie zaśmiałem się i zabolało jak diabli.
Teoria literatury starannie przemilcza fakty, które są jej niewygodne, jak ten, że mogą występować tak zasadnicze i bezwzględnie nieprzekraczalne różnice zdań kompetentnych osób na temat tego samego dzieła.
Śmierć uczy nas kochać życie, a najbardziej innych ludzi, tak samo śmiertelnych, tak samo pełnych odwagi i lęku, tak samo wychylających się tęsknotą poza granice fizycznego istnienia i budujących z miłością tę przyszłość, której nie będzie dane im oglądać.
Sprzeczności powstają przy zderzeniach rozumu, wyległego w znikomym ciążeniu ziemskim, ze zjawiskami ciążeń bilionkrotnie większych - i to wszystko. Świat jest urządzony podług uniwersalnych reguł, zwanych prawami Natury, ale ta sama reguła może występować w różnym natężeniu.
- Być może – powiedział lord Russell – udało się tym ptasim synom sporządzić tę tak zwaną etykosferę, lecz jak drut na niebie, wykonali w ten sposób indywidualne więzieńka, niewidzialne kaftany bezpieczeństwa w ogromnej ilości. Każde byle dostatecznie potężne dążenie ku szczęściu powszechnemu kończy się budowaniem kryminałów. Sama ta idea jest irracjonalną fatamorganą rozumu...
Mimo to uważam świat za urządzony życzliwie, skoro umiemy owładnąć tym, co sprzeczne z naszymi zmysłami.
Stwórca nie życzył sobie takich wypraw - takich spotkań - takiego "obcowania cywilizacji" - i dlatego rozdzielił je otchłaniami. A myśmy nie tylko zrobili z rajskiego jabłka kompot, ale piłujemy już Drzewo Wiadomości...
Myśl, że torturują cię mimochodem, że twoim cierpieniom nikt się nie przypatruje (...), że nikt ich w gruncie rzeczy nie chciał, że nikogo nie obchodzą - taka myśl byłaby ci nieznośna.
Chcę być dobrze zrozumiany: od Niemców jesteśmy jakże różni, ale kultura nasza materialna raczej od ich stron pochodzi, częściowo, bo z drugiej strony zmieszaliśmy ją z rosyjskością. Nie ma się co łudzić, poza pewnym specyficznym stylem warszawskim, bo zresztą każde większe miasto, a zwłaszcza każda stolica, wytwarza swoją pewną specyficzną odrębność, nie swtworzyliśmy w materii stylu własnego, który by tylko naszym był
(...) zabrał głos Norman Youhas z delegacji USA, który zaproponował siedem różnych metod zahamowania eksplozji demograficznej, a mianowicie: zniechęcanie perswazyjne i policyjne, deerotyzację, przymusową celibatyzację, onanizację, subordynację, a wobec niepoprawnych – kastrację.