Ta powszechna zgoda, to jakieś bezwstydne „kochajmy się” i tzw. „ramię do ramienia”, w którym czuło się przyciszony zgrzyt drzemiącej nienawiści; to wzajemne chwalenie się do utraty przytomności, kryjące zawiść o niebywałym dotąd napięciu jadowitości; to lubieżne kłamstwo, w którym ludzie tarzali się ze łzami w oczach, jak psy w ekskrementach - to wszystko było wprost straszne.
Dech wyszedł cały. Tak nicość dyszy
Sama własną pustką
I każde coś gnębi w czasie, który stanął.
Hop! Szklankę piwa!
Ale kochać cię nie będę. Na ten zbytek sobie nie pozwolę.
Nie zabrną me twory popod żadne strzechy,
Bo wtedy, na szczęście, żadnych strzech nie będzie,
W ogóle z tego żadnej nie będzie uciechy,
I tylko świństwo równomiernie rozpełznie się wszędzie.
Wiem, że jestem urodzonym tchórzem i że za takiego mnie pani słusznie uważa. Ale odwaga (...) nie polega na tym, żeby się nie bać wcale, tylko na opanowaniu strachu.
Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,
Jak nad zagadką stoimy bezradnie,
Jak złotą piłką bawimy się grzechem,
Czas przeklinając, co sny nasze kradnie
Blask Tajemnicy Wiekuistej wyrżnął Izydora prosto w pysk, jak świetlisty bufor jakiegoś załadowanego potwornością całego Istnienia mgławicowego monstre-pociągu.
Dla Pani Dmochowskiej przesyłam ewentualnie serdeczne pozdrowienia (ale nie całowanie jakichś łap).
A Ty sam w co wierzysz, mój synu?
W siebie i to mi wystarcza. A jak mi to będzie potrzebnym, uwierzę w cokolwiek bądź, w jakiegokolwiek fetysza, w krokodyla, w Jedność bytu, w Ciebie Ojcze Święty, we własny pępek, wszystko jedno. Zrozumiano?
Wierzyliśmy w masonów, wierzyliśmy w Żydów, przez wielkie Ż. Teraz wierzymy w Nich. Nam potrzeba jakiejkolwiek wiary...
Żadne dziecko nie wie nic o tej miłości, którą mają dla niego rodzice, i nawet nie powinno wiedzieć. Zatrułoby mu to życie aż do końca.
Mówi się draniowi: "To nieładnie być taką świnią, zastanów się, popraw się" - próżne gadanie: nie rozumiemy tego, że większość draniów jest świadomie właśnie draniowata - oni wiedzą o tym i nie chcą być innymi, o ile tylko mogą draniowatość tę dobrze zamaskować.
"Czy można patykowi przebaczyć, że jest patykiem" - jak mówił Tadeusz Szymberski - i miał rację.
Słucham Twoich kłamstw po to, aby móc łgać dalej bez wyrzutów sumienia. (W tym pamiętniku jestem właściwie tym, który jest Ciebie godnym, tj. pospolitą świnią.)...
Kiedy Cię naprawdę kochałem, wtedy mnie nie było wcale. Miałem potworne chwile. Teraz, kiedy ciągle kłamię (najwyższy sposób: mięszanie prawdy z kłamstwem, to co Ty jeszcze źle robisz), coraz bardziej jestem sam dla siebie, zaczynam istnieć naprawdę.
Nie może się z czystym sumieniem przyjąć dwóch rodzajów świadomości: jednej przezyciowej, bezpośredniej, hyletycznej, tej od jakości bezpośrednio danych, i drugiej: myślącej - przy czym związek ich (choćby psychologicznie, zwyczajnie biorąc) stawał się czymś zupełnie niepojętym.
"Ja" musi być pragmatyczne, skupione na swojej gładkiej, kulistej powierzchni, która ukazuje- owszem- swój kształt innym, ale przede wszystkim odbija zewnętrzny świat i nie dopuszcza nic do wewnątrz. Samo może oglądać z różnych stron, może oceniać- uznawać albo odrzucać. Niektóre rzeczy pomniejszać, inne powiększyć, być władcą percepcji. Sprawić, by świat stał się "on" , wtedy będzie można go używać jak przedmiotu i przerzucać z ręki do ręki jak piłeczkę, czarować, stwarzać i znikać.
Może by nareszcie ktoś zdecydował się przetłumaczyć na polski to wspaniałe dzieło. Ale u nas zawala się rynek księgarski ohydną literaturą dla kretynów, tymi potwornymi kryminalnymi powieściami, od których nawet mędrsi ludzie idiocieją, a wartościowe rzeczy w literaturze całego świata starannie się pomija. Nie dość na tym: złudzone świetnymi rezultatami finansowymi obcych rekinów pseudoliteratury nasze rekiniątka też produkować zaczęły swoją cuchnącą tandetę, zaplugawiając znakomicie i tak już konającą naszą literaturę. Tfu!
Z niej to postanowił Izio zrobić tamę, której by nie przewyższyły żadne nurty zwątpień w ostateczną rzeczywistość tego życia.