Och, chciałabym zabić was obu, aby złączywszy wasze martwe oczy ujrzeć w nich to, co was rozdziela.
Liberalizm to guano - to najgorsze z kłamstw.
A reszta to mechaniczna miazga niegodna spojrzenia nawet najpodlejszego z diabłów.
Kołpak z piórem, karabela —
To każdego onieśmiela.
A buciska te czerwone,
Oczy straszne, wywalone.
Takim jest i takim bede,
Czym jest dziwkarz, czy też pede.
Socjalista czy faszysta.
Jam w tym serze jako glista.
Cieszy mnie to, że przynajmniej znalazła się taka kanalia, która mówi prawdę. My w imię Boga rżnęliśmy się jak rzeźnicy. Ale ten Bóg był dla nas czymś. Dla was - pragmatystów, bo pragmatystą pan jesteś, panie Wąskomord - Bóg jest głupstwem, w które można wierzyć, kiedy przynosi odpowiedni procent.
Uma hija humba gaga, Manga haja gamba haha!
Cudowne późnomarcowe późne popołudnie mijało nad podhalańską ziemią, ociągając się jakby, by potrwać jeszcze choć trochę, nasycić się sobą i tęsknotą wszystkich stworów ziemi za innym wiecznym, nieprzemijającym, niebyłym nigdy życiem. A cała bezcenna wartość była w tym przemijaniu właśnie.
Nie - artystą nie był i nie będzie, chodź niektórzy mówili mu, że "jeszcze czas". A zresztą czyż mógłby wybrać fach spośród swoich niezliczonych talentów, począwszy od pisania wierszy i prestidigitatorstwa do improwizacji na fortepianie i wymyślanie nowych potraw - nie: cały urok życia polegał właśnie na wytrzymaniu w nieokreśloności.
Miałem powodzenie - tak, coś w tym jest - i sławę, i wszystko, co jest z nią związane. Ale dałbym wszystko to za to, aby żyć zwyczajnie, nie zwariować, a zwariować muszę, bo teraz już się nie zatrzymam.
[…] pewne właściwości wrodzone narodowi polskiemu […] wytworzyły z Polaków naród ludzi niezadowolonych ze swego losu, tzw. z rosyjska «nieudaczników», którzy jako jedyny ratunek przeciw niespełnionym ambicjom musieli widzieć w sztucznym napuszaniu się do nieosiągniętej realnie wielkości: pić, bić się i puszyć się do ostatecznych granic możliwości – to był jedyny ratunek na nieprzyjemny podświadomy pokład poczucia własnej małości.
Nic to - zaraz będzie lepiej. Zaraz przyjdzie ten rozkoszny stan poczucia tego, że się panuje nad wstrętnym słabym bydlakiem w sobie, że się jest ponad nim, że się jedzie na nim jak na burej suce, ku niedosiężnym zawsze celom swego przeznaczenia (…).
Istotniej załatwi się to wszystko jutro, a każde jutro jest jeszcze gorsze. W ten sposób na marne idą wszelkie pomysły i projekty.
(…) chroniczny, beznadziejny dancing, ta najpotworniejsza z nieuświadamianych plag dzisiejszych społeczeństw.
Tylko dla ludzi pustych w ogóle, kobieta może być czymś groźnym.
Już się przewala po nim złe, okrutne życie, jak bestia jakaś z atlasu potworów — może Katoblepas, a może coś gorszego jeszcze — (a mógłby to być posłuszny baran przecie) już jak długie, duszące elasmosaury platyury, żądze oplotły go i wlec będą dalej w tę ciemność przyszłości, gdzie dla niektórych nie ma ukojenia, chyba w narkotykach i śmierci, albo w obłędzie.
Transcendentalna bezwyjściowość sytuacji i nierozwiązalność związanych z nią problemów stała się jasna jak słońce, jak 2×2. A jednak trzeba było brnąć dalej w ten kłąb sprzeczności, jakim jest życie, to, o którym się mówi w wymiarach psychologiczno-społecznych, to zwykłe, nawet w swoich niezwykłostkach, i co gorzej, brnąć w całe istnienie już na drugiem piętrze zagadnień, tam, gdzie trwają niezmienne, konieczne pojęcia i ich konieczne związki, w sferze Ogólnej Ontologji.
Absolutnie nie wiedział, czy to, co słyszał, było zupełną brednią, czy też genialną, pełną zawrotnych głębi dywagacją. O tym, że to nie był żaden dramat, nie wątpił wcale.
Więcej nic do powiedzenia nie mam i do mówienia nikt mnie zmusić nie zdoła. Prostytutki miłosierdzia zostały u nas surowo zakazane. Ludzkość się rozwydrzyła — jeśli tak nie damy rady, wrócimy oficjalnie do tortur.
- Ja tworzę naprawdę życie - odpowiedział dumnie Brummel.
- Nie, to sztuka pana tworzy, panie Brummel, a nie pan życie. Dlatego sztuka pana tworzy, i to w najgorszy sposób. Pan ze sztuki korzysta, aby mieć siłę. Pan się tym narkotyzuje, panie Brummel.
A w życiu pan depce NIC nogami obiema. Dlatego pan mówi, ze przeżycia nie mają wartości. To jasne.
Stanąłem do walki ze swoim bezwładem wewnętrznym, z obserwatorem mnożącym się w nieskończoność, który uniemożliwiał wszelki czyn istotny.