W gruncie rzeczy wszyscy mamy jakieś skazy: fizyczne, psychiczne. Indywidualny charakter skazy jest prawdopodobnie najbliższą z możliwych definicji naszej tożsamości.
Fundamentalnie nie zgadzam się z tymi ludźmi lewicy, którzy robią wszystko, by oddzielić fundamentalizm od islamu.
A w kulturze Pakistanu, o której pisałem, honor ma absolutnie kluczowe znaczenie. Jest to przy tym pojęcie szalenie męskie. Wstyd zaś jest kobiecy.
Cała świadomość społeczna Pakistańczyków porusza się między dwoma biegunami: honoru oraz wstydu. To kultura wynosząca honor na piedestał.
Weźmy na przykład „Żywoty Cezarów” Swetoniusza. Tam też mamy niesamowite opowieści o pałacowym piekle. Władcy współżyją ze swoimi siostrami, mordują matki, trują synów itd. Wszystko to w atmosferze kompletnej nienawiści w obrębie rządzącej elity. Ale na zewnątrz, poza pałacem, nic się w zasadzie nie zmienia. Dla ludu nie ma większego znaczenia, czy rządzi Kaligula, Oktawian czy Klaudiusz. Cezar to cezar. I uderzyło mnie, że w państwie takim jak Pakistan, gdzie władza też skupiona jest w rękach niewielkiej elity, jest bardzo podobnie. Niezależnie od tego, czy rządzi generał czy polityk cywilny, zawsze są to ludzie z tego samego gangu.
Mam wrażenie, że jeśli ataki na "Szatańskie wersety" miałyby miejsce dzisiaj, ci ludzie nie broniliby mnie i wykorzystali przeciwko mnie te same argumenty, oskarżając o obrażanie mniejszości etnicznej i kulturowej.
Wolność słowa wyraża zgodę na istnienie przeciwstawnych poglądów.
Nie sądzę, że jest potrzeba istnienia w moim życiu takiej istoty jak Bóg.
Musimy posłać przeciwko terrorystom swoich bojowników i mieć nadzieję, że nasi zdobędą przewagę.
Wszyscy znamy się za długo (...). Możemy ranić się wspomnieniami, które mają po dwadzieścia lat.
Może jednak miłość jest trwalsza od nienawiści; nawet jeśli miłość się zmienia, jakiś jej cień, jakiś niezniszczalny kształt, pozostaje.
Jesteśmy istotami powietrza, nasze korzenie w snach i chmurach, odradzamy się w locie.
W wiecznych zmaganiach między pięknem świata a jego okrucieństwem z każdym dniem coraz większą przewagę zdobywało okrucieństwo.
Aby się znowu urodzić, umrzeć najpierw trzeba.
Czy to możliwe, ze zło nigdy nie jest stuprocentowe, że jego zwycięstwo, choćby najbardziej miażdżące nigdy nie jest absolutne?
Czy wielkie zło ostatecznie triumfuje bez względu na to, jak nieustępliwie stawiamy mu opór? Czy zostawia okruch srebra we krwi, który powoli się przemieszcza aż trafi do serca?
Gdziekolwiek się człowiek nie ruszy, wszędzie chodzą po świecie fikcje, (...), fikcje przebrane za prawdziwych ludzi.
Kiedy już zdobędzie się wysokie horyzonty, nie jest łatwo na powrót wtłoczyć się w ramy, na wąską wysepkę, do ciągłej przyziemności.
Aniołów łatwo spacyfikować; zamień ich w swoje narzędzie, a zatańczą, jak im się zagra na harfie. Ludzie to twardszy orzech do zgryzienia, zwątpią we wszystko, nawet w świadectwo własnych oczu.