To jest ciekawe, zawsze chciałem nakręcić western i wiedziałem, że kiedy to zrobię, to będzie to w estetyce sphagetti westernu. Z drugiej strony, zawsze chciałem nakręcić film, który opowiadałby o niewolnictwie. Chciałem pokazać, jak wyglądała ameryka w tamtych czasach.
Gdybym nie został twórcą filmowym zostałbym krytykiem, to jedyna rzecz do której miałbym kwalifikacje.
Kiedy ktoś musi robić film aby opłacić dziecku prywatną szkołę i trzy eksżony, niech nie mówi mi o tym jakim jest artystą. Wtedy to jest praca. Ja nie mam pracy, ja mam powołanie.
Oczywiście, Kill Bill jest filmem pełnym przemocy. Jednak jest to film Tarantino. Nie idzesz zobaczyć Mettaliki po to aby kazać skurczybykom ściszyć muzykę.
Tytuł jest dla mnie integralną częścią filmu, nie chodzi tylko o to, jak wygląda na plakacie.
Tworzę filmy o ludziach niezależnych, o ludziach, którzy łamią zasady. Nie lubię filmów o ludziach niszczonych za to, że są niezależni.
Oglądałem wszystko, najchętniej krwawe kino klasy B. Nagle w ręce wpadła mi kaseta z filmem Briana de Palmy Człowiek z blizną. Obejrzałem go kilka razy i już wiedziałem, jak zrobić własny film.
Może potrafię powiedzieć, który Włoch jest prawdziwy, a który jest pozerem? Nie. Dla mnie oni wszyscy wyglądają jak pozerzy.
Kradnę z każdego pojedynczego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Jeśli ludzie tego nie lubią, niech na nie nie idą i ich nie oglądają, jasne? Kradnę ze wszystkiego. Wielcy artyści kradną, nie składają hołdów.
Jestem wielbicielem gatunków: wszystkiego, od spaghetti westernów po filmy o samurajach.
Do realizacji, do kręcenia zdjęć nie podchodzę jak do procesu technicznego, ja się w to wszystko rzucam głową naprzód, raz się zajmuję tym, raz tamtym, w jednym momencie patrzę na obraz, chwilę później pracuję nad dźwiękiem – film postrzegam jako całość, wszystkie te drobne kawałeczki nagle składają się w jedną wielką konstrukcję pod nazwą Kill Bill. Uwielbiam, kiedy coś takiego dzieje się na moich oczach.