We mnie na pewno siedzi kot. Jakie cechy kota odnajduję w sobie? Przede wszystkim tę opisywaną już od tysiącleci, czyli ogromna kocia niezależność, ale też przywiązanie, miłość, drapieżność, no i oczywiście piękno i wdzięk.
To, co ja lubię w mężczyznach, to jest uczucie. Powinno się je po prostu od mężczyzny… czuć. Nie musi być codziennie werbalizowane, to nie musi być codzienny dotyk, codzienny seks.
To tkwi głęboko. Wrosło w psychikę, jak tatuaż wrasta w skórę. Oczywiście, nie myślę o tym obsesyjnie dzień i noc, ale to wciąż powraca. Pamiętam doskonale, jak strasznie się bałam, gdy wyszłam od księdza. Przez lata nie byłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu się poskarżyć, bo byłam wychowywana w poczuciu, że kobieta jest grzesznym narzędziem, że to ta Ewa, to jabłko, że wina jest we mnie. Choć to przecież ja byłam ofiarą starego, obrzydliwego księdza.
Przez długą część młodego życia było we mnie bardzo dużo gniewu i agresji, których nie byłam w stanie powściągnąć. Oczywiście teraz tego już nie ma, ale wciąż mam w sobie odwagę i siłę na przełamywanie lęków, bo przede wszystkim osłabia nas lęk i wstyd.
Nigdy nikogo nie naśladowałam. Jeżeli już szukałam inspiracji, to wśród tych, którzy wyrastają ponad tłum nie dzięki swoim sukcesom, ale talentowi.
Bardzo cenię samodzielność. Długo pracowałam, by osiągnąć zawodową i osobistą niezależność. Mimo to lubię współpracować z ludźmi, bo nie można wszystkiego robić samemu. Sceptycznie podchodzę do osób, które uważają, że umieją uporać się z każdym problemem bez pomocy innych.
Przez lata nie byłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu się poskarżyć, bo byłam wychowywana w poczuciu, że kobieta jest grzesznym narzędziem, że to ta Ewa, to jabłko, że wina jest we mnie. Choć to przecież ja byłam ofiarą starego, obrzydliwego księdza.