Moja mama mówiła: w dniu, w którym kupiłam ci saksofon, straciłam syna.
Boję się siebie – Urbaniaka. Przysięgam na Boga. Dużo zależy u mnie od samopoczucia. Mam charakter destrukcyjny. Gdybym się nie hamował, to zostalibyśmy tu do wieczora i balowali do rana. A może i dłużej.
W Stanach można mieć tylko dwa. Musiałem się więc zrzec szwedzkiego, żeby zostać przy polskim i amerykańskim. Nie żałuję, bo Szwecja to państwo policyjne numer dwa, zaraz po Szwajcarii. A jak się domyślacie, spokojny to ja nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę.
Pamiętam mój pierwszy plakat: Yehudi Menuhin. Jako młody talent, bardzo obiecujący skrzypek, zostałem nawet wprowadzony na jego koncert. Dostałem od guru autograf.
Alkohol i narkotyki od zawsze są kojarzone z artystami, bo dają odlot, odpał, kopa czy inny wymiar… Poza tym artyści są znani, wiec łatwiej widzi się ich uzależnienia, upadki, wpadki. A tak naprawdę sex, drugs i rock’and’roll dotyczą całej tej biednej ludzkości…
Jazz powstał na czarnych plantacjach i w burdelach. Był protestem i wyrazem wolności. Biali ludzie w Europie zintelektualizowali jazz i zaczęli go traktować jako muzykę „trudną”.
Sam jazz jest fuzją Afryki z Europą na terenie amerykańskim. Najważniejszy jest rytm. Jazz jest muzyką rytmiczną. Dla mnie prawdziwy rock&roll skończył się na Jimim Hendriksie. Teraz dużo muzyki brzmi podobnie do rock&roll’a, ale nie ma w sobie tej głębi, korzeni.
Któregoś dnia zadzwonił do mnie ambasador z Talina i powiedział, że był festiwal filmowy i otrzymałem główną nagrodę jako aktor. To była moja najśmieszniejsza nagroda.
Młodzi artyści mają strasznie trudną sytuację, szczególnie w Europie. Jazz, który robiony jest w Europie - w większości wypadków - przestał być jazzem, bo nie ma elementów podstawowych. Brakuje mu korzeni i solidnego rytmu. Niektórzy eksperymentują i to jest ok. Czasami występy europejskich zespołów brzmią jak wstęp do czegoś, co nigdy nie nastąpi. Wielu słuchaczy mówi, że nie rozumie jazzu. Jak mogą go rozumieć, skoro sami muzycy do końca go nie rozumieją. Jazz to jest ruch, rytm, emocje, uniesienie. Wystarczy posłuchać obojętnie której płyty Milesa Davisa. Tam się zawsze coś dzieje.
Całe życie byłem niegrzecznym chłopcem. Granie jazzu było kiedyś protestem. Często pokazywaliśmy środkowy palec - na przykład komunie. Prowadziliśmy protest bez słów. W pewnym momencie jazz był zakazany.
Ktoś świetnie w jakimś wywiadzie powiedział, że kiedyś ludzie chcieli wchodzić na drabinę rozwoju. Teraz od najważniejszych i najbardziej utalentowanych ludzi wymaga się, by schodzili na dół i byli na poziomie tych, którzy stoją pod drabiną.
Nie mogę zaznać spokoju. Jazz jest całym moim życiem. Dzięki niemu znalazłem się w Nowym Jorku. Chciałem się tam znaleźć nie po to, by odnieść jakiś sukces, ale po to, by pojechać do korzeni i się sprawdzić.
Klimat w Polsce przypomina mi dziś komunę i to tę w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wtedy można było podejść do tematu jeszcze na wesoło i było się do kogo uśmiechnąć. Dziś bywa tak, że nie ma niestety nawet do kogo mrugnąć. Polska aktualnie ma sporo problemów. Boję się nawet pomyśleć, dokąd dojdziemy, jeśli rządzący w porę się nie opamiętają.
Z każdym dniem czuję się coraz młodszy, bo rzeczywistość w tym kraju /w Polsce/ przypomina mi coraz bardziej lata szkolne.
W filmie tzw. aktorskim kompozytor ma za zadanie jedynie „ilustrować” pewne sytuacje i tu najważniejsza jest taka muzyka, która nie przeszkadza widzowi.
Kiedy tylko bywam w Łodzi, nie mogę nie być na Piotrkowskiej. Tam się wszystko dzieje, tam się wszystkich spotyka.