Uważaj, co myślisz, kiedy mówisz. [...] Uważaj, co mówisz, kiedy myślisz.
(Iwan) dokładnie już sobie wyobrażał owe dwa pokoje w suterenie domku, w których z powodu płotu i bzów zawsze panował półmrok. Widział podniszczone, niegdyś wykwintnie mahoniowe meble, biurko, na biurku dzwoniący co pół godziny zegar i książki, książki od malowanej podłogi aż po zakopcony sufit i piec.
Powietrze stało się chłodniejsze i głosy pod lipami brzmiały teraz łagodniej, po wieczornemu.
Jak widzę, rodzi się nowa profesja - uliczny stręczyciel! - powiedziała, wstając z ławki, aby odejść.
W kompletnym milczeniu przybyli dość długo kontemplowali tego kota.
- Wybaczy pan, ale w mężczyznach unikających wina, gier i towarzystwa pięknych dam i biesiadnych pogawędek kryje się coś niedobrego. Tacy ludzie są albo ciężko chorzy, albo potajemnie nienawidzą otoczenia.
- Służące wszystko wiedzą - stwierdził kot, podniósłszy znacząco łapę. - Myśleć, że są ślepe, to błąd.
- Za nic, messer - wrzasnął kot i natychmiast wylazł spod łóżka z koniem w łapie.
- Pragnę polecić pani... - zaczął Woland, ale sam sobie przerwał: - Nie, nie mogę
patrzeć na tego błazna. Proszę popatrzyć, co on z siebie zrobił pod tym łóżkiem!
Zakurzony, stojący na tylnych łapach kocur kłaniał się tymczasem Małgorzacie.
Miał teraz pod szyją białą muszkę, a na piersiach dyndało mu na rzemyku oprawne w
masę perłową damskie lorgnon. Poza tym pozłocił sobie wąsy.
(Poeta) zmarnował swą noc (...) i teraz już wiedział, że stracił ją na zawsze. Wystarczyło unieść głowę, spojrzeć ponad lampą w niebo, by zrozumieć, że noc minęła bezpowrotnie.
Zaczął uważnie przysłuchiwać się temu wszystkiemu, co działo się w jego duszy, analizować to. Wydało mu się, że podniecenie minęło, przekształciło się w poczucie wielkiej, śmiertelnej krzywdy. Ale i ono było nietrwałe, przeminęło, zastąpiła je, nie wiedzieć czemu, wyniosła obojętność, a tę z kolei - przeczucie wiekuistego spokoju.
Prawdę mówiąc, w naszej administracji złodziej na złodzieju i złodziejem pogania...
- Za pozwoleniem - z pewnością siebie odpowiedział mężczyzna - jakże to tak, bez dokumentu? Bez tego ani rusz, bardzo przepraszam. Sam pan wie, że człowiekowi bez dokumentów jest surowo zabronione w ogóle istnieć.
Stiopa, wybałuszając oczy, zobaczył, że na malutkim stoliku stoi taca, na której leży pokrojony biały chelb, prasowany kawior w salaterce, marynowane borowiki na talerzyku, przykryty pokrywką rondelek i wreszcie wódka w pojemnej karafce pozostałej w spadku po jubilerowej. Szczególnie wstrząsające wrażenie na Stiopie wywarło to, że karafka spotniała z zimna. Było to zresztą całkowicie zrozumiałe - spoczywała bowiem w wiaderku napełnionym lodem. Jednym słowem stół był nakryty fachowo, ze znajomością rzeczy.
Co prawda, to człowiek nieszczęśliwy. Odkąd dobrzy ludzie go zmasakrowali, stał się szorstki i okrutny. Ciekawe, kto go tak okaleczył.
Czy nie lepiej wydać ucztę za te 27 tysięcy, a potem zażyć truciznę i przenieść się na tamten świat przy dźwiękach strun, wśród oszołomionych winem pięknych kobiet i wesołych przyjaciół ?
- Długo jeszcze będzie trwał cyrk pod tym łóżkiem? Wyjdziesz ty stamtąd, Hansie przeklęty!
- Nie mogę znaleźć konia - przytłumionym, fałszywym głosem odezwał się spod łóżka kocur - pocwałował gdzieś, a zamiast niego skacze tu jakaś żaba.
- Czy nie wydaje ci się aby, że jesteś na jarmarku? - zapytał Woland udając zagniewanie.
- Nie ma i nie było pod łóżkiem żadnej żaby! Zachowaj te tandetne sztuczki dla Variétés. Jeśli w tej chwili nie wyjdziesz, to będziemy uważali, że poddałeś partię,
przeklęty dezerterze!
Czułem też, że samobójstwo, przerwane w najciekawszym miejscu, już nie dojdzie do skutku, a co za tym idzie, od jutra znów się znajdę w otchłani klęsk i nieszczęść.