Całe życie kręciłem i kręcę – proszę nie zapominać, że pracuję w filmie… Umiejętność lawirowania bywa bardzo przydatna…
Przyjmuję wszystkie propozycje, bo uważam, że ze złego epizodu, złej roli można zrobić coś dobrego. Ponadto nie ma złych ról, są tylko źli aktorzy.
Nawet jeśli dostrzegam jakieś błędy reżysera, to staram się sugerować mu bardzo dyskretnie, by coś zmienił na lepsze, i uwierzył, że to jego pomysł. Perfidne, prawda? Ale daje dobre rezultaty. Ci, którzy mnie angażowali i angażują – mają do mnie zaufanie. A ci, którzy ze mną nie pracowali, widać tego zaufania nie mieli. Ale w imię chrześcijańskiej miłości – wybaczam im.
(…) ktoś mądry powiedział, że jubileusz jest próbą generalną przed śmiercią. Mnie się to jeszcze nie uśmiecha.
Jestem aktorem do wynajęcia. Nie jestem w równie wygodnej sytuacji, co aktorzy, którzy mówią, że przebierają w rolach jak w ulęgałkach i grają to, co im odpowiada. Nie przebieram w ofertach. Dzisiaj trzeba grać. Dzięki Bogu mam jeszcze wzięcie, więc gram często. A wśród kreacji zawsze znajdzie się i brylancik, i szkło z rozbitej butelki.
Dopóki jeszcze mam siły i działają moje szare komórki, dopóki na chleb nie mówię „ptaptja” – to chcę grać. Naturalnie, jeżeli będą mnie chcieli. Wciąż jeszcze mam ten „apetyt na czereśnie”.