(…) tendencja do globalizacji, wymiany i komunikacji, produkcji gospodarczej i jej finansowania, transferu technologii i broni, handlu narkotykami oraz przestępczości, przede wszystkim zaś niebezpieczeństwa strategiczne i ekologiczne stwarzają problemy, których nie można już rozwiązać w obrębie państwa narodowego. Suwerenność państwa narodowego staje się pojęciem coraz bardziej pustym, co sprawia, że rozwój możliwości politycznego działania na poziomie ponadnarodowym stanie się koniecznością.
Rozdarta Europa przegląda się w greckim lustrze. Oto sens dramatu: im mniej demokracji, tym lepiej dla rynków.
Polityka zdaje się dzisiaj generalnie rezygnować z wszelkiej perspektywy i chęci kształtowania czegokolwiek. Rosnące skomplikowanie materii zmusza polityków do nerwowych reakcji w zawężonym polu działania. Wydają się oni bezwstydnie realizować oportunistyczny scenariusz uzależnionej od sondaży pragmatyki rządzenia wyzbytej jakichkolwiek więzów normatywnych.
Obecny kryzys nie jest kryzysem euro. Euro okazało się stabilną walutą. W porównaniu z gospodarką amerykańską czy japońską Unia Europejska i strefa euro są znacznie mniej zadłużone. Kryzys europejski jest w istocie kryzysem refinansowania (czyli rosnących kosztów zaciągania pożyczek na rynkach finansowych) pojedynczych państw strefy euro, za co winę ponosi przede wszystkim niewłaściwa konstrukcja instytucjonalna unii walutowej.
Kontury polityki całkowicie się rozpływają. Trudno rozpoznać, o co w niej chodzi; czy w ogóle o coś więcej niż tylko o następny sukces wyborczy. Obywatele mają poczucie, że pozbawiona normatywnego jądra polityka coś przed nimi ukrywa. Ten deficyt znajduje odzwierciedlenie zarówno w odwrocie od zorganizowanych form polityki, jak i w gotowości zwykłych obywateli do protestu.