77 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej powróciły wstrząsające obrazy wojny toczącej się przed naszymi drzwiami, rozpętanej przez Rosję.
Nie można dać się zwieść marszom łysych mężczyzn w ciężkich butach; za fobicznymi nastawieniami emocjonalnymi szeroko rozpowszechnionego etnocentryzmu, jeśli się nie mylę, kryją się bowiem raczej reakcje defensywne. Poprzez nie wyraża się również rzeczywiste doświadczenie obywateli, którzy dostrzegają dziś utratę zdolności państwa narodowego do działania politycznego – zaś ogólnie rzecz biorąc, zdają sobie sprawę ze słabości politycznie zatomizowanego świata państw narodowych w konfrontacji z funkcjonalnymi imperatywami zderegulowanych rynków światowych.
Nie lekceważę rewolucyjnych konsekwencji nowych mediów. Jest jednak jeszcze za wcześnie, by przypisywać postaci cyfrowego użytkownika – dążącego do zdobycia „polubień”, od jak największej liczby obserwujących, w konkursie o widoczność i uznanie poprzez praktyki autopromocji – tak silnie reprezentatywną rolę w ramach „późnonowoczesnego” społeczeństwa jako całości.
Zadaniem pragmatyki uniwersalnej jest identyfikacja i rekonstrukcja uniwersalnych warunków możliwego wzajemnego zrozumienia.
Rezygnacja z idei europejskiej jedności oznaczałaby wypisanie się ze światowej historii.
Gdy mamy do czynienia z wyborem między dżumą a cholerą, nie można podejmować decyzji ponad głowami społeczeństwa. I nie jest to kwestia demokracji, tu chodzi o godność.
Pozycja filozofii w stosunku do nauki, którą kiedyś można było nazwać „teorią poznania”, została podważona przez sam ruch myśli filozoficznej. Filozofia została wyparta z tego stanowiska przez filozofię.
Zeświecczenie państwowej władzy to osiągnięcie, jakiego bezkompromisowo musimy bronić przed wszelkimi formami fundamentalizmu. Mam, rzecz jasna, na myśli to, że pryncypia państwa konstytucyjnego wymagają liberalnego, obywatelskiego etosu wzajemnego poszanowania.
Wszystkie gesty radykalizmu stały się dziś puste. A niektóre formy radykalizmu są wręcz czystym cynizmem. Potrzebujemy odważnych przemyśleń. Już raz nieomal udało się poskromić rozszalały kapitalizm, jakkolwiek jedynie w wyjątkowych warunkach, w uprzywilejowanym regionie, na kilka dekad – tylko w obrębie państw narodowych. Ale bez wątpienia musimy wynaleźć sposób, jak ten szalejący w skali światowej kapitalizm utrzymać w ryzach społecznie znośnych, ale tak, by nie odciąć źródeł jego produktywności.
Literackie zapośredniczenie i publicystyczne rozpowszechnianie nadają nacjonalizmowi cech czegoś sztucznego; jest on do pewnego stopnia sztucznie skonstruowany, co sprawia, że staje się szczególnie podatny na manipulowanie przez odwołujące się do niego elity polityczne.
W kontekście kontrowersyjnych tematów publicznych, takich jak aborcja czy „zabójstwo na żądanie”, niektórzy obywatele przejawiają odczucia moralne wyrażalne jedynie w języku religijnym, np. w odniesieniu do „człowieczeństwa na obraz Boga”. Ja mam w tej materii raczej liberalne nastawienia. Ale możemy się przecież mylić w tej kwestii, dlatego winniśmy się w siebie wsłuchiwać.
Unia Europejska stoi w obliczu wyboru między transnarodową demokracją a postdemokratycznym federalizmem wykonawczym.
Unia Europejska nie będzie mieć charakteru demokratycznego, jak długo partie polityczne będą bojaźliwie unikać formułowania alternatyw dla decyzji o zasadniczym dla niej znaczeniu.
Kto chce pozostać przy wspólnej walucie, musi opowiedzieć się za wspólną odpowiedzialnością za długi oraz za pogłębieniem instytucjonalnej integracji UE.
Tej czy innej partii politycznej naprawdę opłaciłoby się dzisiaj zakasać rękawy, by agitować na rynkach i placach na rzecz europejskiej jedności. Rezygnacja z „wielkich” projektów do niczego nie prowadzi. Wspólnota międzynarodowa nie ucieknie przed zmianami klimatycznymi, ryzykiem techniki jądrowej, potrzebą regulacji kapitalizmu napędzanego przez rynki finansowe oraz koniecznością forsowania praw człowieka. Wobec skali tych problemów cele, które stawiamy sobie w Europie, wydają się być niemal w zasięgu ręki.
Szefowie rządów mogą odwrócić projekt europejski w jego przeciwieństwo. Z ponadnarodowej, opartej na prawie wspólnoty (UE) może stać się systemem sprawowania władzy przez postdemokratyczną biurokrację.
W miarę jak politycy uzależniają swoje działania od stanu społecznych nastrojów, proces demokratyczny traci sens. A przecież wybory demokratyczne nie są po to, by odwzorowywać istniejące „z natury” spektrum opinii. Ich sens polega na tym, by odsłonić rezultat procesu formowania opinii dokonującego się w przestrzeni publicznej. Wrzucone do urny wyborczej głosy zyskują instytucjonalną wagę demokratycznego współdecydowania dopiero w połączeniu z artykułowanymi publicznie opiniami, które wykształciły się w konfrontacji stanowisk, informacji i argumentów.
System państwa opiekuńczego opiera się na założeniu, że istnieje skonsolidowana tożsamość obywatelska w państwie narodowym. Tylko w ramach takiej wspólnoty losu ludzie są gotowi do solidarności.