FAUST
Doprawdy: skromność, cnota nie umie sycić się swym czarem; pokora, ufność i prostota największym są przyrody darem.
MEFISTOFELES
Wierz w to i przysłowie i skłaniaj na podszept węża swe ucho, a już z twym podobieństwem do Boga będzie bardzo krucho!
FAUST
Nie! nie, mój panie, diabły to są egoiści — dla czyichś pięknych oczu nie zrobią nikomu nic, co by przynieść mogło choć szczyptę korzyści!
O biada! biada! Oto się iści z twej nienawiści ziemi zagłada! Świat się rozpada, świat się zapada!
Już zgasła moja cisza! Niespokojne drżenie coraz bardziej oddala me zadowolenie; czemuż zdrój łask tak prędko wysycha, a mrok i zasępienie z wszystkich kątów czyha? czym tęsknotę zaświatów w duchu opromienię? doświadczenie mi mówi: wiarą w objawienie! a gdzież ją nieskalanie odnajdę i święcie? w wiecznej księdze żywota: w Nowym Testamencie. Zanurzę myśli w tę światłość przeczystą i zaklnę treści słów w mowę ojczystą.
ANIOŁOWIE
w wyższej unoszą się atmosferze, z duszą Fausta
Wyzuty ze złych obierzy, szlachetny duch wśród ludzi, „zbawion być może, kto się dążeniem wieczystym trudzi”. A jeśli miłość ma go w swej pieczy płynąca z góry, witać go będą słowem serdecznym anielskie chóry.
CHŁOPIĘTA ZBAWIONE
przez usta Ojca Seraficznego
Świat stąd potężny, świat urokliwy, lecz za ponury, o! nazbyt srogi! Serce zamiera z grozy i trwogi, pozwól nam odejść, o, dobrotliwy!
CESARZ
Veni creator wzlata z milionów gardzieli. Chwila to osobliwa; chcę przeto i muszę — co tak rzadko czyniłem — w własną spojrzeć duszę: młodość wartości życia poznać się nie sili, lata dopiero uczą cenić wagę chwili.
MEFISTOFELES
Wojna czy pokój — w tym rozum człowieczy, by korzyść umieć ciągnąć z każdej rzeczy; spryt w oka mgnieniu korzyść sobie stwarza, a więc do czynu, Fauście, sposobność się zdarza.
FORKIADA
wznieś się nad pospolitość zrzędną i skrzeczącą — w eter czysty się unieś świetlisty i lekki — dopóki nie poczujesz, że się zmysły mącą...Spotkamy się gdzie indziej! W krainie dalekiej...
EUFORION
Uwolniony z ziemskich sideł, w kołysaniu bożych skrzydeł w przestrzeń, w światło, w wolność lecę! Rzuca się w przestrzeń. Unoszą go szaty na chwilę. Głowa świetliścieje. Za nim smuga światla.
CHÓR
Wróć do nas, w miasta i sioła, gdzie żyjemy w szczęsnym śnieniu; cisza, spokój dookoła w przyrodzie i w naszym sumieniu! Damy tobie winne grona, wonne jabłka pozłociste — wróć — wołają cię ramiona — wróć nam chłopię, wróć świetliste!
PANTALIS
O, głupie i nieoględne, rozumy iście niewieście, od każdej chwili zależne, wiatrem podszyte jesteście. W szczęściuli, czy też w nieszczęściu postępujecie opacznie, gdy jedna zacznie „tak” mówić, to druga zaraz „nie” zacznie.
HELENA
Wracam z pustki, strwożona, budzę się z omdlenia, ciszy pragnę; osłabłam, stłumiony mój głos — wszak dla nikogo nie ma wstydu, pohańbienia, że się zlęknie, opatrzy i pozna swój los.
TALES
Stoisz, Homunkulusie, u dni twoich wątku, radzę: zacznij istnienie swoje od początku. Działaj szybko i sprawnie; zadanie twe wdzięczne; na rozkaz życia formy przybierzesz tysięczne, aż się czasy wypełnią — przyszłość to daleka — wdziejesz na siebie szatę ostatnią: człowieka.
NEREUSZ
Rady?! — O, nie zadaję się już z ludzką tłuszczą, jednym uchem słuchają, a drugim wypuszczą. Ileż to razy czyn ich mści! się jak najsrożej, lecz to ich nie nauczy, błądzą coraz gorzej!
FAUST
Porwanie — ?! — Jestem tu i stoję, klucz zloty w moim ręku! Szedłem przez grozę, niepokoje, w wiecznych, bezmiernych sfer pojęku; stanąłem tu, gdzie rzeczywistość, gdzie duch się może z duchem wadzić i zdobyć wielką serc dwoistość! Czyż na to miałbym ją sprowadzić z olbrzymiej dali, ze stuleci, by w czarów stracić ją obłędzie?! Raz jeszcze władczy klucz zaświeci — po dwakroć moją będzie! O, MATKI —! Wy mój krzyk słyszycie, wołaniem moim drży przestworze! Kto u jej stóp raz złożył życie, już jej utracić nie może!
MEFISTOFELES
postarzał się nagle Przyszedłem tu, lecz pełen smutku. Sądny dzień idzie! słyszcie, głusi! Gdy ja się kończę pomalutku i świat się ze mną skończyć musi.
FAUST
To obojętne! czy z tą, czy z tą szatą zawsze tak się czuł będę jak więzień za kratą; za stary do zabawy, a sercem za młody, by nie mieć pragnień; życie już żadnej osłody dać mi nie może; jaką? — wszak o każdej dobie uparty nakaz słyszę — wciąż: odmawiaj sobie! odmawiaj sobie zawsze — oto śpiew wieczysty — odmawiaj sobie — schrypłe złe godziny dzwonią! Przerażenie mnie budzi w ranek chłodny, mglisty, a oczy zrozpaczone omal że łzy ronią, bo znów dzień nowy idzie w najzwyklejszym torze, który spełnić jednego pragnienia nie może, każde pragnienie, twórczość i wzloty niweczy i przedrzeźnia koszmarem niemocy człowieczej — ba, nawet marne poczucie radości schnie, zanim złudą w sercu mym zagości, Gdy noc nadchodzi długa — jakżeż dla mnie wroga — budzi sny, z których rozpacz wyziera i trwoga. Bóg, co w mym sercu mieszka, wzrusza moje wnętrze, na zewnątrz jest bezsilny! oto tak się męczę, a byt mój jest ciężarem po dziś od powicia, jeno śmierci wyglądam — nienawidzę życia!
WAGNER
O, ileż już rozkoszniej — tak karta po karcie czytać księgi — w maksymach znachodzić oparcie; zwłaszcza w zimowe noce, gdy kominek grzeje, jak słodko w ludzkiej myśli wczytywać się dzieje; a jeśli się nadarzy pergamin nieznany do rąk dostać — ach! wtedy duch szczęściem pijany.