Przecie ostatecznie jestem Polak, a dla Polaka nie może być większej przyjemności jak obdrapywać, jak zmniejszać, jak kłuć, jak obgadywać, jak plwać, jak ściągać posągi z piedestałów.
(...) my wszyscy ludzie, należący do pewnej sfery społecznej, nie żyjemy naprawdę życiem rzeczywistym i realnym. Pod nami coś się dzieje, coś się staje, jest walka o byt, o kawałek chleba, jest życie realne, pełne mrówczej pracy, zwierzęcych potrzeb, apetytów, namiętności, codziennych wysileń – życie ogromnie dotykalne, pełne zgiełku, które huczy i przewala się jak morze – a my siadamy sobie oto wiecznie na jakichś tarasach, rozprawiamy o sztuce, literaturze, miłości, kobiecie, obcy temu życiu, dalecy od niego, wymazujący z siedmiu dni tygodnia sześć powszednich. My, nie wiedząc o tym, mamy zamiłowania, nerwy i dusze dobre na święto. Pogrążeni w błogim dyletantyzmie, jakby w letniej kąpieli, żyjemy wpół na jawie, wpół we śnie".
Istne metamorfozy Owidiusza i na świecie, i we mnie. Mróz zelżał, pogoda się skończyła, ciemności panują egipskie. Nie mogę lepiej opisać tego, co się dzieje na dworze, jak gdy powiem, że czas jest zgniły. Jednak to jest okropny klimat. W Rzymie, w czasie największej niepogody, jeszcze dziesięć razy na dzień pokaże się słońce; tu zaś od dwóch dni należałoby w pokojach od rana do wieczora lampy palić. Ta czarna i ciężka wilgoć przenika do myśli, maluje je na czarno i zarazem przygniata. Na mnie działa to fatalnie".
Tkliwość wyrasta tak szybko na gruncie pociągu zmysłów jak trawa po ciepłym deszczu".
Pogoda, mróz! Śnieg skrzypiał pod płozami i skrzył się na polach. Pod zachód słońca te ogromne białe płaszczyzny nabrały odblasku zupełnie fioletowego. W lipach pod Płoszowem tłukły się z wielkim krakaniem stada wron. Zima, mocna zima u nas – to jednak piękna rzecz".
Nie było koło mnie nikogo, kto by śmiał w słońce spojrzeć nieulękłym okiem...Byli ludzie małego ducha i małej fantazji. Takim nie ukazuj nigdy innej drogi, jak ta, po której oni sami i ich ojcowie chodzić zwykli, bo cię zakraczą, że ich na manowce prowadzisz.
U bram nieznanego świata chciałem złożyć największą ofiarę, jaką człowiek mogł złożyć. Mniemałem, że się potem coś stanie i że jakieś drzwi się otworzą, za którymi dojrzę coś nieznanego. Niechby to było cudniejsze lub straszniejsze nad ludzkie pojęcie, byle było niezwyczajne i wielkie...Ale tej ofiary nie było dość. Dla otwarcia empirejskich drzwi potrzeba widocznie jeszcze większej - i niech się tak stanie, jak chcą wyroki.
Spójrzmy bowiem, co to jest i jak im (Indianom- przyp. red) się przedstawia owa cywilizacja, do której przyjęcia głoszą ich niezdolnymi! Więc, oto naprzód: rząd Stanów gwarantuje im ziemię, obywatele zaś, z których łona rząd wyszedł, odbierają im ją mimo rządu. Na pierwszym więc kroku spotykają się z kłamstwem i krzywoprzysięstwem, jako zaś proste dzieci natury, nie umieją odróżnić rządu od narodu i z tych wszystkich stosunków wynoszą jedno tylko poczucie: głębokiej krzywdy. Zresztą Indianin w cywilizacji widzi tylko stratę tego wszystkiego, co stanowiło sposób do życia jego i jego przodków. Najprzód odejmują mu cały obszar stepów bez końca a dają kawałek ziemi, której on nie umie uprawiać. Dają mu derkę a zabierają wolność. Piękna zamiana! (...) Pomyślmy zatem, co zyskuje, a co traci przyjując tak zwaną cywilizację. Przede wszystkim mrze głód na swoim kawałku roli: ciż sami bracia, którzy prawili mu o cywilizacji, pogardzają nim teraz tak, jak w Europie Cyganem, a w rezultacie nic innego nie pozostaje mu jak cygańskie życie: żebranina i małe złodziejstwa, i wegetowanie z dnia na dzień, wśród którego podleje do ostatka.
Okrucieństwo wymagało nienawiści, i poczęto nie walczyć, lecz tępić się wzajemnie bez miłosierdzia.
Na koniec, najpierwszym bezpośrednim produktem, który wszyscy dzicy otrzymali od cywilizacji jest: ospa, wódka i syfilis; cóż dziwnego więc, że patrząc na cywilizację ze stanowiska tych najpierwszych dobrodziejstw, nie wzdychają do niej, bronią się i giną!
Bo pamięć to jest skład, w którym leży przeszłość, a wspomnienie ma miejsce wówczas, gdy się do tego składu schodzi, żeby coś wydobyć.
A teraz łatwo mi będzie określić stan mego umysłu. Oto: nie wiem, nie wiem, nie wiem!
Tymczasem wiedz, że jest dwóch Neronów: jeden taki, jakim go ludzie znają, drugi artysta, którego znasz tylko ty jeden i który, jak zabija jak śmierć, lub szaleje jak Bacchus, to właśnie dlatego, że go dławi płaskość i lichota zwykłego życia i chciałby je wyplenić, choćby przyszło użyć ognia lub żelaza...
My chcemy chrztu, ale nie krwią i mieczem, i chcemy wiary, ale jeno takiej, jakiej zacni monarchowie Jagiełło i Witold nauczają.
Każdy, według własnych pojęć, sądzi pojęcia innych. "Przypuszczenie czegoś stojącego po za empiryą, a jednak prawdziwego, przez takie szkła wydaje się lekkomyślnością. Istnieją tylko rzeczy już zbadane. Ogniwa przyczyn i skutków są koniecznością lub myślą, ale dopiero w człowieku; historya — kroniką mniej więcej skandaliczną; prawo — opartem na doświadczeniu modus vivendi (sposobie życia) społeczeństw; spekulacya — chorobą umysłową." Na marne
Uniwersytet był to niby wspólny matecznik, gdzie miały się zapładniać mózgi; coś nakształt wrzątku, kipiącego rozumem i młodością." Na marne
Żona.
Bardzoś zmęczony?
Literat.
Jak Wezuwiusz po wybuchu - ledwie dyszę!
Raz jeszcze zrozumiała, że jest jakiś świat, w którym nawet w cierpieniu więcej jest szczęścia niż we wszystkich zbytkach i rozkoszach domu cezara; raz jeszcze uchyliły się przed nią jakieś drzwi na światło, lecz zarazem uczuła, że przejść przez te drzwi jest niegodna.
Kto w zemście przesadzi, temu się ona częstokroć jako ptak z palców wychynie.