Pan premier powoływał się na duchy wielkich poetów, pięknych Polaków: Norwida, Trzebińskiego. Mnie przypomniał się nasz inny mały wieszcz. Przypomniał mi się Gałczyński. Pamiętacie państwo? „Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów? Dyć oczywiście pan wojewoda” I potem dalej to leci pod koniec: „Hej, tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez okno rzuca spojrzenia bystre, bo chce, by dla ciebie były zimą sopelki, śniegi i lody: wszystkie zimowe wygody. Jeżeli tedy sanki usłyszysz i dzwonki ich tajemnicze, wiedz: to minister w skupionej ciszy nacisnął taki guziczek, że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią nad miastem i nad wsią”. Takie to było przemówienie, wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z lat 30., jakże proroczy.
5 lat temu nazywałem ten konstrukt ustrojowo-ideowy jakim jest, w swoim opłakanym stanie, Rzeczpospolita, nazywałem to kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym. Mogę dzisiaj rozwinąć i dookreślić, że ten żydowski zarząd powierniczy ma oczywiście swojego żyranta i protektora w imperium amerykańskim.
Kondominium niemiecko-rosyjskie pod żydowsko-amerykańskim zarządem powierniczym.
Kiedy rząd mówi, że nie da - to nie da. Kiedy rząd mówi, że da - to mówi.
Józef Życiński jako uczestnik życia publicznego w Polsce był kłamcą i łajdakiem. Łajdactwem nazywam przyczynianie się do szerzenia zamętu wśród bliźnich i rodaków, zamętu w sprawach kluczowych w płaszczyźnie politycznej, społecznej, w świeckim wymiarze dziejów. Łajdactwem było perfidne oszukiwanie opinii publicznej w sprawach lustracyjnych.
Jesteście hordą - nie, jeźdźców, tam apokalipsy - jesteście ciurami w tym obozie Goga i Magoga, tej armii, która chce zaorać polską tradycję i cywilizację łacińską.