Bo nie ma cofanki. Bo dla nas kierunek ruchu jest jeden: naprzód. Bardzo możliwe, że po kole czy po elipsie, czy śrubowej spirali - ale na przód.
Myślałem o cudownych, prawdziwych ludziach z mojej konstelacji, których jeszcze odkryję, buszując po świecie, a nie o tym, że serce mi się kroi po tylu straszliwych zdradach i pomyłkach przerażających.
jak winny-li-niewinny sumienia wyrzut
że się żyje gdy umarło tylu tylu tylu.
Wierzę, że ktoś mnie kiedyś odkryje, moje dobre serce, mój język jeden, a nie dwa. Ktoś mnie kiedyś doceni całego: jaki jestem prosty. Zawsze w to wierzyłem. Od samego początku.
Wolny ptak jest najwierniejszym stworzeniem tego świata.
Witek: Sted, jak idzie ulicą, to tak jakby ta ulica do niego należała, jakby była jego, cały chodnik, po którym idzie i po drugiej stronie ulicy i drzewa, i domy, i wszystko.
Ale najczęściej umiejscawiasz się gdzieś pośrodku, gdzie najgęściej, gdzie najtłumniej, gdzie najbezpieczniej. I jesteś wtedy kimś pomiędzy. Pomiędzy naj- i naj-. Pomiędzy najlepszym i najgorszym, najwyższym i najniższym, najpierwszym i najostatnim.
Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie.
- Mały mózg, średnie serce i wielkie biodra, oto jest kobieta - powiedział facet.
Ileż dałbym żeby dzień był
jedynie długim wierszem
i żeby noc ciemną jego stroną.
Minęło wiele miesięcy,
Ale mnie nic nie minęło.
Stanąłem i patrzyłem na wschód, i mówię, że oczy o tej godzinie są po to, żeby patrzeć na słońce wstające. Bo to jest prawdziwa największa sława i jeszcze raz mówię, że ludzie o tej godzinie powinni wszyscy na progi swoich domów wychodzić, bo niewiele jest nam dane, niewiele jest nam dane. I przecież wiemy, wiemy, tę jedną rzecz najsławniejszą, że przecież kiedyś, gdzieś tam, kiedyś, gdzieś tam przecież, gdzieś tam umrzemy, zginiemy, w. ziemię nas zakopią, w piach, ciemności nas pokryją. Wieczne ciemności nas pokryją i nigdy już światło nas nie dotknie, nigdy już więcej nie odbije się w naszych oczach blask. Dlatego, przez tę pamięć, mówię, ludzie w porze świtania powinni na progi swoich domów wychodzić i przywitać dzień wstający, słońce wschodzące nad półkulą.
Czy pozwolisz, że się roześmieję z szacunkiem?
(...) to był już ranek
a ty się śmiałaś do mnie z portretu.
Po co on chodzi w tych ciemnych okularach? Dlaczego? I on jej mówi, że w okupację, prawie cały czas po kanałach żył, co są pod ulicami. I teraz, po wojnie, musi chodzić w ciemnych okularach, bo go dzienne światło za bardzo kłuje w oczy. Bolą go oczy od tego światła. Za bardzo do ciemności mu się oczy przyzwyczaiły w tych kanałach.
Swoją ciekawość trzeba umieć doskonalić. Jeden jedzie na Majorkę, drugi do Grudziądza, ale nie znaczy to, że swoją ciekawość i ciekawość świata bardziej udoskonali ten pierwszy. Podróż do Grudziądza może być dla tego drugiego o wiele bardziej ciekawa i egzotyczna niż dla tego pierwszego podróż do Santa Cruz de Tenerife. Poza tym jest taka sprawa, że gdziekolwiek by się nie pojechało, spotyka się tam, gdzie się dotarło, przede wszystkim to, co się ze sobą, to znaczy sobą, przywiozło. Jeżeli przywiozło się sobą niewiele - tako niewiele się w drugim końcu świata spotyka. I tu nic nie pomoże.
Ślepy jestem ciągle, ciągle ślepy. Wydaje mi się, że mam tysiąc oczu, ale ile z tego jest zamkniętych i czeka na radosne migotliwe zachwytliwe otwarcie lub, Boże mój, na otwarcie ponure, przerażające, czernią oślepiające, bólem zabijające. Wydaje mi się, że widzę wszystko, całą nędzę i całą wielkość, a nie widzę często, że depczę po cudach moimi gumowcami. Milowymi gumowcami, ale po cudach depczę. To jest przykre straszliwie. Smutne straszliwie to jest. I wstyd mi. Ale ja się poprawię.
W kolejce po mięso:
- Ja tylko 30 deko.
- A ja to co? Samochód?
- Ja z pracy.
- A ja co? Z baletu?