Jestem bardzo zuchwała i pragnę powiedzieć, że Marilyn Monroe była blond boginią dopóki ja się nie urodziłam.
Nie no jak przecież jestem muzykiem, skończyłam szkołę muzyczną, śpiewałam w teatrze, nagrałam kilka płyt ze swoim zespołem, teraz nagrywam sama,
robię to dlatego ponieważ kocham śpiewać i już. A to, że mam tak bogatą osobowość, która przerasta wszystkich, no to co mnie to interesuje.
Jestem bardzo bezwstydna, jestem gorszycielką. Bawi mnie onieśmielanie innych.
Elfy mają niesamowity kontakt z żywiołami, z przyrodą, porozumiewają się telepatycznie. Są charakterne, z zasadami, mają swoją godność, nie imają się ich brudne, ludzkie cechy. To cała ja!
Nie wierzę w życie po śmierci, sorry. Tym chętniej oddam swoje organy do przeszczepu. Żyć w innych ludziach – to jest wspaniałe! Całą siebie oddam na organy, jeśli mnie rock'n'roll dobrze zakonserwuje! (śmiech).
Mam jedno, najważniejsze przykazanie. Staram się marzyć tak, jakbym miała żyć wiecznie, a żyć tak, jakbym miała umrzeć jutro.
Odważni żyją krótko, a ostrożni wcale!
Do tej pory, jak coś się ze mną dzieje, to wychodzę na balkon, wyciągam ręce w niebo i czuję, jak wsysam całą energię wszechświata. Moi dzisiejsi sąsiedzi, obserwując to, uważają mnie oczywiście za wariatkę (śmiech).
Jestem osobą niezrównoważoną! Jestem nieobliczalna, zmienna, mam kosmiczną duszę! Kiedyś pani psycholog pokazała mi 20 kartek z mazajami i kazała powiedzieć, co tam widzę. Już po pierwszych minutach stwierdziła, że jestem osobą wybitną, niezwykle oryginalną, nie trzymam się konwenansów, nie filtruję swoich słów przez aprobatę społeczną. Abstrakcyjne myślenie, pełne bardzo odważnych rozwiązań pozwala mi non stop zaskakiwać swoich fanów i samą siebie. Mam dziwne, dzikie, patologiczne myśli. Ale przecież każdy prawdziwy artysta powinien je mieć.
W trakcie akcji zbierania szpiku rzeczywiście media zaczęły o mnie zupełnie inaczej pisać. Ale ja nie czuję w sobie żadnych zmian. Zawsze taka byłam. Nie chciałam pokazywać tej mojej "delikatniejszej" twarzy, bo nie szło to w parze z moim image'em scenicznym.
Uwielbiam Britney Spears i nie wstydzę się tego. Środowisko rockandrollowe może mnie zlinczować. Mam to gdzieś.
Urodziłam się, by umrzeć gwiazdą, i nie widzę się w innym wcieleniu.
Noszę majtki. No może raz byłam bez, gdy szliśmy z Radosławem do kina w wiadomym celu.
Nie potrafię być z normalnym facetem. Jestem pokręcona jak "Lato z radiem". U mnie musi być telenowela, uniesienie. Do trzydziestki skorzystam. Teraz wolę się spotykać z osobami, z którymi nie powinnam się spotykać. Jak już powiedziałam, czekam na wielką miłość. A jaka ona będzie, to nie będę jej rozpatrywać pod kątem, czy on będzie do życia, czy nie. Tylko będę brała co mi życie daje.
Nie no, nie chodzę do spowiedzi, bo zrobiłam kiedyś test, rozumiesz, temu panu w konfesjonale – i przychodziłam co pięć minut ja i mówiłam ciągle coś innego, a on mi zawsze dawał mi tą samą pokutę, rozumiesz? Gościu po prostu mnie tak zdenerwował, że się w pale nie mieści, później poszłam i mówię, że chce popełnić samobójstwo, bo mam problemy, a on: „Aaa... to takie tam ekscesy w ogóle wieku młodzieńczego”. Dlatego nie chodzę, a poza tym w tym konfesjonale zawsze śmierdzi alkoholem. A my się alkoholem brzydzimy, wiadomo!
Nie jestem skromna. Na pewno. Czy jestem pokorna? Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem. Uważam, że jestem zaje*istą dziewczyną pod każdym względem. Każdy ma swoje wady. Jestem wybuchowa. Jestem choleryczką. Ale przecież ja śpiewam rocka! Nie mogę być ślamazarna. Muszę być pobudzona cały czas.
Nie bałabym się ujawniać swoich poglądów politycznych, nawet gdybym je miała. Ale ponieważ nie mam, to się nie udzielam.
Mam fajny tyłek i bardzo mi się podobają moje nogi i mam cudowne spojrzenie, gdy sobie patrzę w lusterko.
Krytyka w ogóle do mnie nie dociera. Jestem zapatrzona w siebie na maksa. Nie lubię ciuchów, które nie podkreślają walorów kobiety. Mam ładne nogi, biust, tyłek, kiedy mam to pokazywać jak nie teraz?