Domyślam się, że uważasz, że kultura zazwyczaj pogłębia ludzką nie dolę. Że im więcej człowiek wie, przypuszczalnie tym bardziej będzie nieszczęśliwy.
I tańczą, podłoga z desek dudni pod obcasami, skrzypkowie szczerzą się odrażająco znad pochylonych instrumentów. Nad nimi wszystkimi góruje tańczący nago sędzia, szybko i żwawo poruszając małymi stopami, teraz przyspieszając kroku, kłaniając się damom, ogromny i bezwłosy niczym olbrzymi noworodek. Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Ma lekkie, zwinne stopy. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.
Pierwszego snu za bardzo nie pamiętam, ale spotkałem ojca w jakimś miasteczku, dał mi pieniądze, które chyba zgubiłem. Za to w drugim jakbyśmy się obaj cofnęli do dawnych czasów, jechałem nocą konno przez góry. Pokonywałem przełęcz. Było zimno, na ziemi śnieg, a on mnie minął i pojechał dalej. Bez słowa. Po prostu pojechał przed siebie, okryty szczelnie kocem, ze zwieszoną głową, a jak mnie mijał, zobaczyłem, że wiezie żar w rogu, tak jak to ludzie dawniej nosili, widziałem ten róg dzięki światłu w środku. Światłu koloru księżyca. I w tym śnie wiedziałem, że jedzie naprzód, aby rozpalić ognisko gdzieś w tej ciemności, na tym zimnie, i wiedziałem jeszcze, że gdy tam dotrę, będzie na mnie czekał. A potem się obudziłem.
Myśliwi i drwale, nie zdejmując butów, kładli się tu niegdyś spać wokół tysięcy dogasających ognisk, a potem ruszali dalej, nasi starsi teutońscy przodkowie o oczach rozpalonych blaskiem potężnej pazerności, napływający kolejnymi falami okrutników i szaleńców o głowach pełnych bezskojarzeniowych analogii do całej ludzkiej przeszłości, szczupli Aryjczycy ze swoją unieważnioną już dziś semicką książeczką, wciąż na nowo odgrywający zawarte w niej dramaty i parabole, bezmyślni, bladzi i udręczeni pragnieniem, które mogłoby uśmierzyć jedyne ponowne pogrążenie się świata w pierwotnych ciemnościach.
Życia całego trzeba, żeby zobaczyć siebie takim, jakim jest się naprawdę, a i wtedy można się pomylić.
A w środku sklepienia żeber, które obejmował nogami, biło z czyjejś woli ciemne, umięśnione serce, pulsowała krew, przesuwały się trzewia w masywnych, silnych konwulsjach, i także z czyjejś woli, a potężne kości ud, kolana, golenie i ścięgna rozciągały się jak cumy i pęczniały na powrót, rozciągały i pęczniały, i znów rozciągały własną siłą i czyjąś wolą, okryte, zasłonięte przed wzrokiem pochwą ciała, a kopyta drążyły studnie w porannej mgle tuż nad ziemią, a głowa obracała się to w jedną, to w drugą stronę, a wielkie spienione klawisze zębów i gorące kule oczu płonęły blaskiem samego jądra świata.
Jak jesteś dzieckiem, masz różne wyobrażenia o tym, co będzie w przyszłości, powiedział Billy. A jak się robisz starszy, to zaczynasz się z tego po prostu wycofywać. Myślę, że na końcu po prostu próbujesz złagodzić ból.
Widzieć Boga wszędzie jest tym samym, co nie widzieć Go nigdzie.
Wszechświat to nie ciasna kieszeń, a panujący w nim porządek nie jest spętany żadnym ograniczeniem u źródeł powstania, żeby w jednej części musiało się powtarzać to, co istnieje w drugiej. Nawet na tym świecie więcej rzeczy istnieje poza naszą świadomością niźli w jej obrębie, a porządek, który widzimy w dziele stworzenia, to porządek, któryśmy sami mu nadali, jak sznurek rozpięty w labiryncie, by nie zgubić drogi. Istnienie ma własny porządek, którego nie ogarnie żaden ludzki umysł, bo sam umysł to tylko jedna z wielu okoliczności.
Wiosną górę pokrywała nieokiełznana zieleń, wzbierająca aż pod niebo. Zawsze stawało się to nagle. Któregoś ranka po prostu była już wiosna, a jej bujny aromat przesycał powietrze. Starzec wdychał gęste ziemne wonie, wspominając inne wiosny, inne lata. Mgliście rozmyślał nad tym, jak pamięta się zapachy...Bo przecież inaczej niż widoki.
Mówi się, że ci, którzy nie znają historii, skazani są na jej powtarzanie. Nie sądzę, by wiedza mogła nas przed czymś uchronić. To co w historii jest wieczne, sprowadza się do chciwości, głupoty i żądzy krwi, i nawet Bóg - który ponoć wie wszystko - nie może tego zmienić.
Prędzej czy później poupadają wszystkie drzewa na świecie.
Chciałbyś umrzeć?
Nie. Ale mógłbym żałować, że nie umarłem wcześniej. Bo gdy żyjesz, masz to zawsze przed sobą.
Potem przez wiele długich dni miał powody, by wspominać ich uśmiechy i kryjącą się za nimi prostoduszność, która dawała moc chronienia i moc dzielenia się honorem i która wzmacniała postanowienia, i leczyła rany zadane mężczyznom, i ratowała ich z najgorszej opresji, gdy zawiodły wszystkie inne środki.
Widział wyraźnie, jak całe jego życie prowadzi do tej chwili, a wszystko, co potem, prowadziło donikąd.
Wszystkie rzeczy pełne wdzięku i piękna, które są bliskie sercu człowieka, mają wspólne źródło w cierpieniu.
Skoro kłopoty pojawiają się wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy, to może należy się ich spodziewać przez cały czas.
Skała macierzysta to zimno i cisza. Popioły umarłego świata niesione tu i tam przez posępny, ziemski wiatr. Niesione, rozdmuchiwane, niesione dalej. Wszystko oderwane od swego podłoża. Zawieszone w popielatym powietrzu. Podtrzymywane przez tchnienie, drżące i krótkotrwałe. Ach, gdyby moje serce było z kamienia.
W najpodlejszym stworzeniu znajdziesz nikczemność, ale gdy Bóg lepił człowieka, diabeł stał obok. Bo człowiek może wszystko. Może zrobić maszynę.
I maszynę taką, co sama zrobi drugą maszynę. I czynić może zło, które przetrwa tysiąc lat, nie trzeba go podsycać.
Myśli pan, że konie rozumieją, co mówią ludzie?
Nie wiem, czy większość ludzi rozumie, co mówią ludzie.