Wstał i poszedł w kierunku drogi. Czarny jej zarys biegnący z mroku do mroku. A potem odległy niski grzmot. Nie piorun. Poczuł to pod stopami. Dźwięk bez pokrewieństwa, a więc i bez opisu. Coś nieuchwytnego ruszało się w ciemności. Ziemia kuliła się z zimna.
Nie powtórzyło się. Jaka to pora roku? Ile lat ma dziecko? Wszedł na drogę i stanął. Cisza.
Sal nitri wytrząsająca się z ziemi. Ubłocone kształty zalanych miast spalonych do linii wodnej. Na skrzyżowaniu dróg teren zastawiony dolmenami, pośród których próchniały mówiące kości wyroczni. Żadnych dźwięków tylko wiatr. Co powiesz? Żywy
człowiek wygłosił terowa? Zaostrzył gęsie pióro nożykiem, żeby napisać to tarniną albo sadzą lampową? W jakiejś policzalnej, uchwytnej chwili? Nadchodzi, żeby skraść mi
oczy. Zapieczętować usta ziemią.
Mówi się, że kobiety śnią o niebezpieczeństwach zagrażających tym, którymi się opiekują, a mężczyźni śnią o niebezpieczeństwach zagrażających im samym...
Jak myślisz, czym jest śmierć? O kim mówimy, gdy mówimy o człowieku, który był, a którego już nie ma? Czy to ślepe zagadki, czy może część prawodawstwa każdego człowieka? Czymże jest śmierć, jeśli nie siłą sprawczą? I ku komu zmierza? Popatrz na mnie.
Niewiele trzeba, by panować nad porządnymi ludźmi. Bardzo niewiele. A nad przestępcami w ogóle nie da się zapanować. Jeśli nawet jest inaczej, nigdy o tym nie słyszałem.
W sierpniu znalazł na górskiej drodze pustułkę, skuloną w pyle, z rozpostartym jak wachlarz, obwisłym skrzydełkiem. Patrzyła na niego bez złości ani strachu, ale twardo, nieustępliwie. Obserwowała go, gdy do niej podchodził, a potem odwróciła głowę, kiedy sięgnął po nią ręką i podniósł ją z ziemi, czując, jaka jest ciepła i rozedrgana w jego dłoni, i już nie patrzyła na niego, nie poruszyła się, tylko niewzruszenie spoglądała w dolinę jastrzębimi ślepiami o zimnym połysku, a wiatr mierzwił jej pióra na szyi.
Nic tak nie łączy ludzi jak rozpacz. Nic tak nie zbliża nas do siebie jak smutek.
Tam gdzie biegła, kojoty urywały w pół słowa, jakby ktoś zatrzasnął za nimi drzwi, a był to tylko strach i zdumienie. Podniósł jej sztywny łeb z liści i przytrzymał go, jakby chciał wziąć w ręce to, czego nie da się wziąć, to, co biegło już pośród gór zrazu straszne i nadzwyczaj piękne, jak kwiaty żywiące się mięsem.
Za dnia skazane na banicję Słońce okrąża Ziemię niczym zbolała matka niosąca lampę.
Okrutne czasy to okrutne ludzie. Ja żem widział takie okropności, że nie wiem, jak Bóg na ich widok nie zgasił słońca i nie odwrócił się od nas.
Tak właśnie postępują dobrzy ludzie. Próbują bez przerwy. Nie poddają się.
Historie się przekazuje, prawdę przemilcza.
Może spróbuj zacząć na nowo. Nie od początku. Od początku to zaczynali już wszyscy. Na nowo znaczy na nowo. To znaczy, że odchodzisz. Gdy wszystko, czym jesteś, wszystko, co masz, i wszystko, coś narobił, pchnęło cię wreszcie na dno butelki albo do przejażdżki Sunset Limited w jedną stronę, to znaczy, że nie znajdziesz na tym Bożym świecie ani jednego powodu, żeby coś z tego ratować. Bo takiego powodu nie ma. I powiem ci, że jak potrafisz się zmusić do tego, by zatrzasnąć drzwi na to wszystko, naonczas zrobi się zimno i samotnie i zawieje wredny wiatr. Ale to wszystko dobry znak. Nic nie mówisz. Po prostu stawiasz kołnierz i idziesz dalej.
(...) dopiero wówczas nabrał pewności, gdy wypowiedział to słowo: porażka. Przegrał. Było to gorze niż śmierć.
- Uważa pan, że ludzie byli wtedy bardziej podli? - zapytał zastępca.
Stary mężczyzna patrzył na zalane miasto.
Nie - odparł - Wcale tak nie myślę. Na mój rozum, ludzie są jednacy, odkąd Pan Bóg stworzył pierwszego.
Siedział tak bardzo długo, aż na wschodzie zaczęło szarzeć i podniosło się prawdziwe, dane przez Boga słońce, i znów wstało dla wszystkich bez różnicy.
Ewolucja nieuchronnie i ostatecznie prowadzi inteligentne życie do świadomości jednej rzeczy ponad wszystkim, a tą rzeczą jest daremność.
Każdy dzień jest kłamstwem. Ale Ty umierasz. To nie kłamstwo.
Czy stać cię na to, żeby roztrzaskać tę ukochaną głowę kamieniem? Czy jest w tobie istota, o której nic nie wiesz? Czy to możliwe? Weź go w ramiona. O tak. Dusza jest szybka. Przygarnij go do siebie. Pocałuj. Prędko.
Miał nadzieję, że tam będzie jaśniej, a przecież z dnia na dzień świat ciemniał coraz bardziej.