Oto jak kończą się takie historie. W zamęcie, przekleństwach i we krwi. Pili dalej, wiatr dął ulicami, gwiazdy wisiały nisko na zachodnim niebie, a ci trzej młodzi mężczyźni zadarli z innymi, i padły słowa, których nie dało się odwołać, a o świcie dzieciak i starszy szeregowiec uklękli nad chłopakiem z Missouri, który miał na imię Earl, i mówili do niego, ale nie odpowiadał.
- Więzienie jest jak - jak wy to nazywacie? Salon de bellaza?
- Salon piękności.
- Salon piękności. Wspaniałe miejsce do plotek. Wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Bo zbrodnia to frapujący temat. Każdy to wie.
W tej sprawie nie miałem nic do powiedzenia. Każda chwila życia jest punktem zwrotnym i w każdej dokonuje się wyboru. Kiedyś go dokonałaś. Wszystko później było jego następstwem. Raz narysowany kształt nie da się zmienić. Nie można wytrzeć ani jednej kreski. Nie wierzę, że wypadłby orzeł zgodnie z twoim życzeniem. W jaki sposób? Droga człowieka na tym świecie rzadko się zmienia, a jeszcze rzadziej raptownie. Twoją drogę było widać od samego początku.
Wielka księga mówi, że ten, kto mieczem wojuje, od miecza ginie, powiedział Murzyn. Sędzia się uśmiechnął, z twarzą połyskującą od tłuszczu. A który zacny człowiek chciałby inaczej? Spytał.
Tata zawsze powtarzał, żeby po prostu dawać z siebie wszystko i mówić prawdę. Powtarzał, że nic nie przynosi duszy takiego spokoju jak to, że rano po przebudzeniu człowiek nie musi roztrząsać kim jest. A jak się zrobi coś złego, to trzeba się śmiało przyznać, przeprosić i żyć dalej. Nie targać tego ze sobą.
Jeśli coś stanowiło tajemnicę na tym świecie, to nie jego granice, bo przecież był bezkresny i nieogarniony, chodziły po nim stworzenia jeszcze straszniejsze, ludzie innego koloru skóry i istoty, jakich człowiek dotąd nie oglądał, a jednak nic z tego nie było im bardziej obce niż własne serca, co tam największa dzicz, co tam największa bestia.
Ciekawym, czy są inne takie światy jak nasz, powiedział. Czy może taki jest tylko jeden.
- Wiele rzeczy wygląda lepiej z daleka. - Taa? - Tak myślę. - Pewnie tak. Na przykład ta część życia, którą już masz za sobą.
Zachodnia cywilizacja wyparowała ostatecznie razem z dymem w kominach Dachau, ale byłem nią zbyt zauroczony, by to zauważyć. Teraz widzę...
Myślisz, że on chodzi i mówi do takich ludzi, o których wie, że go nie będą słuchać? Myślisz, że ma tyle wolnego czasu?
Patrzył, jak kilofem i oskardem rozpruwają skalisty stok, odsłaniając wielkie kłębowisko węży liczące może setkę. Stłoczonych w obronie przed chłodem. Matowe sznury ich ciał poruszające się niemrawo w zimnym ostrym świetle. Niczym wnętrzności jakiejś wielkiej bestii wystawione na świat. Ludzie oblali wszystkie benzyną, żeby je spalić żywcem, nie mając innego leku na zło, jak tylko zniszczyć to, co postrzegali jako jego wizerunek. Płonące węże wiły się straszliwie, niektóre pełzały w płomieniach po dnie jamy, oświetlając jej ciemniejsze zakamarki. Były nieme, więc nie rozlegały się żadne okrzyki bólu, a ludzie w ciszy patrzyli, jak palą się, skręcają i czernieją, a o zmierzchu rozeszli się w milczeniu na wieczerzę, każdy zabierając własne myśli do domu.
Noc. Górskie wąwozy grały psimi głosami, zawisającymi żałobnym trenem w coraz chłodniejszym powietrzu. Wśród pierzastej ciszy polatuchy szybowały z drzewa na drzewo nad głową starca, który siedział na spróchniałej kłodzie i niespokojnymi stopami deptał jadowite krzewinki sumaka...
Późnym latem góra praży się pod niebem z bezlitosnego błękitu. Czerwony kurz drogi biegnącej obok sadu jest jak pył z ceglarskiego pieca. Nie da się go utrzymać w garści. Gorące wiatry pną się po zboczu, nadciągają z doliny, cuchnąc jak nieświeży oddech trojeścią, chlewem, gnijącą roślinnością. Wysokie pobocza z czerwonej gliny wieńczy zwiędły wiciokrzew i uschnięty, zakurzony groszek. Pod koniec lipca chylą się tu łany kukurydzy, spieczone zeschłe, jakby pokonane. Cała zieleń jest wyblakła i sucha. Glina pęka i rozłupuje się w bezliku mikrokataklizmów, a tu i ówdzie na zniszczałej ziemi wapienne głazy leżą jak szkółki grzejących się w słońcu delfinów, garbiąc szare, żłobkowane grzbiety pod piekielnym niebem.
Musisz znaleźć miejsce, gdzie uczynki Boga i człowieka są jednym. Gdzie nie można ich odróżnić.
Wrócił do lasu i ukląkł przy ojcu. Mężczyzna owinął go kocem, jak obiecał, i chłopiec już go nie odkrył, tylko usiadł obok, rozpłakał się i nie mógł przestać. Płakał bardzo długo. Będę z tobą rozmawiał każdego dnia, rzekł. I nie zapomnę. Żeby nie wiem co. Potem wstał, odwrócił się i poszedł na drogę.
Przyszło mu do głowy, że być może w dziejach światach było więcej kary niż zbrodni, ale słabą czerpał z tego pociechę.
Kto widział w całym tym tandetnym świecie to, co dzięki spływającej nań łasce widzi dziecko, nie widział potu, zepsutych zębów i bezimiennych plam w trocinach, much, leniwej delirki ani obojętnego spojrzenia samotnych ludzi, wędrujących wśród krzykliwie kolorowych przybytków w poszukiwaniu czegoś, czego nie umieliby nazwać.
Czy myślę, że zwariowałeś? Zapytał Billy. Nie. Tak nie myślę. Bo ty żeś zmienił znaczenie słowa zwariować. Jeżeli ty jedynie zwariowałeś, to trzeba by wypuścić na ulicę wszystkich tych nieszczęsnych sukins..ów, co siedzą w wariatkowie i dostają jeść przez szparę pod drzwiami.
Jakbyś nie przeżył bólu w swoim życiu, skąd byś miał wiedzieć, że jesteś szczęśliwy?