Nie wpuszczajże nikogo obcego, jak mnie nie będzie.
Westchnęła głęboko.
Nie ma na świecie nikogo, kto nie byłby dla mnie obcy, odpowiedziała.
(...) wszystko, co zostało raz wprawione w ruch, nie kończy się na tym świecie, dopóki nie zejdzie zeń ostatni świadek.
W głębi serca pragniecie poznać jakąś tajemnicę. Tajemnica polega na tym, że nie ma tajemnicy. Wstał i zagłębił się w mrok poza poświatą z ogniska. Akurat, odezwał się eks-ksiądz, patrząc z wygasłą fajką w zębach. Nie ma żadnej tajemnicy. Jakby on sam nią nie był, cholerny stary szarlatan.
Widziałem go wcześniej, rzekł dzieciak. W Nacogdoches. Eks-ksiądz się uśmiechnął. Każdy w kompanii mówi, że gdzieś wcześniej napotkał tego bezecnego czorta.
Nie masz takiej radości w gospodzie jak na drodze do niej wiodącej.
Usłyszycie moje słowa. Niesiecie na obczyznę wojnę rozpętaną przez szaleńca. Obudzicie nie tylko psy.
Obraz stara się uchwycić i unieruchomić w swoich granicach coś, co właściwie nigdy do niego nie należało.
Spójrz teraz na nich. Wybierz sobie któregoś, byle kogo. O, tamtego. Widzisz? Tego bez kapelusza. Wiesz, jak się zapatruje na świat. Widać to w jego twarzy, w jego pozie. Ale jego narzekania, że życie źle go traktuje, kryją prawdę o nim. Bo chodzi mu o to, że ludzie nie postępują wedle jego życzenia. Nigdy nie postępowali i nigdy nie będą postępować. Tak to z nim jest, wciąż potyka się o trudności i tak zboczył z wytyczonego kursu, że właściwie jest chodzącym wrakiem, ledwie godnym, by mieścić w sobie ludzkiego ducha.
Próżność ludzka swym ogromem faktycznie może się zbliżyć do nieskończoności, ale wiedza ludzka pozostaje niepełna i choćby nie wiem jak bardzo człowiek cenił swoje poglądy, w ostatecznym rozrachunku musi je poddać pod osąd trybunału wyższej instancji.
Człowiek mozoli się, żeby poznać własny umysł, bo do tego nie ma nic, tylko własny umysł. Może poznać swoje serce, ale nie chce tego zrobić. I słusznie. Lepiej tam nie zaglądać. Bo nie jest to serce stworzenia, które by przestrzegało wszystkiego, co Bóg dla niego zamyślił. W najpodlejszym stworzeniu znajdziesz nikczemność, ale gdy Bóg lepił człowieka, diabeł stał obok. Bo człowiek może wszystko. Może zrobić maszynę. I maszynę taką, co sama zrobi drugą maszynę. I czynić może zło, które przetrwa tysiąc lat, nie trzeba go podsycać. Wierzysz mi?
Tutaj, poza wszelkim ludzkim osądem, każde przymierze było kruche.
Jak pomyślę o tym, czego chciałem jako dziecko, i o tym, czego chcę teraz, to się okaże, że to dwie różne rzeczy. Zdaje mi się, że wcale nie chciałem tego, czego chciałem.
Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek, już czekała na niego. Wojna to rzemiosło najwyższej rangi, czekające na swojego najznamienitszego rzemieślnika.
- Co mam zrobić?
- Powiedz nam gdzie podział się świat.
Trzeba stanąć tylko we właściwej kolejce. Kupić odpowiedni bilet. Wsiąść do zwykłego pociągu, trzymać sie z daleka od ekspresów. Stać grzecznie na peronie ze współpodróźnym. Może nawet kiwnąć głową do niego. Może nawet się przywitać. Oni wszyscy to przecieź podróżni. I niejeden był w takim miejsc, co to nikt nie chce się tam znaleźć. Oni też nie chcieli. Może nawet powiedzą, jak się tam znaleźli, i w ten sposób zaoszczędzą ci podroży i będziesz wdzięczny, żeś jej nie odbył.
Nasze żywione na jawie pragnienie kształtowania świata według naszej woli wywołuje mnóstwo paradoksów i trudności. Wszystko, co znajduje się pod ludzką kuratelą, dosłownie kipi od wewnętrznego niepokoju. Lecz w snach znajdujemy się w ogromnej demokracji możliwości i słusznie jesteśmy w tych snach pielgrzymami. Tam bowiem wędrujemy na spotkanie tego, co spotkamy.
Dobry koń zwraca uwagę jak ładna kobieta, powiedział. I zawsze więcej z takimi kłopotów niż to wszystko warte. A człowiekowi trzeba tylko tych, co robią swoją robotę.
(...) bojaźliwe pieniądze nie wygrają pokera, a zmartwiony mężczyzna nie potrafi kochać.
[...] jak coś jest dla nas wszystkim, to tym łatwiej możemy to utracić.
Zaczęła cicho płakać, ukrywając twarz w dłoniach. Druciarz jeszcze długo słyszał jej płacz na drodze. Słyszał go daleko, niosący się ponad zimnymi, ale parującymi jesiennymi polami, a naczynia pobrzękiwały w ciemności jak boje jakiegoś mrocznego, jałowego wybrzeża i słyszał, jak jej szloch stopniowo cichnie, by wreszcie całkiem zamilknąć, niczym krzyk ptaków morskich w ogromnej, słonej, czarnej samotności, której strzegą.